Właściwie wpis dotyczy dnia wczorajszego. Niestety piszę po raz drugi, bo coś tam mi nie wyszło. Wczoraj od rana na niebie błękit- cudowne niebo bez jednej chmurki. Po lewej wschodząca okrągła, czerwona tarcza słońca, a po prawej- można było cofnąć się w czasie- pięknie podświetlony srebrzysty księżyc. Pogoda bez wiatru iście wiosenna. A przede mną w perspektywie lasy...…. Tam, już na miejscu wypatrzone młode maślaczki. Byłam 17,12 i wiem, że ich tam nie było. Dodatkowo 19 2019 u dzieci na ogrodzie kwitły na całego przytulone do tui hiacynty. Real to czy jakaś nierzeczywistość?...……….
Mając przed oczyma piękne hiacynty pognałam w swoje miejsca z sosnami krzewami i młodnikami, na spotkanie w tym pięknym dniu z lasem. Z dala widoczna zielono-brązowa zapraszająca ściana. Jakże gościnna, cichuteńka, z zielenią mchów i brązem leżących gdzie nie gdzie podgniłych już liści ściółka- zapraszająca na swe tereny. Pobuszowałam między tymi pięknie skąpanymi i lśniącymi od nocnej rosy drzewami, krzewami szukając miejsc pokrytych igliwiem, szyszkami, bardziej suchych w nadziei na tego ostatniego
podgrzybka. Niestety one już wzrost sobie odpuściły. Muszę poczekać z ładnych parę miesięcy. Zapach lasu, jego aromat, ta leśna cudowna wilgotność podnosi urzeczenie spacerem po lesie do niezwykłego doznania. Czasami ciszę zakłócił pojedynczy ptasi śpiew. Przechodząc na skraj w samosiejki wypłoszyłam niechcący z przytulnego gniazdka śpiącego
zajączka. A
maślaki- owszem urosły. Niewiele, ale 3 dorodne, młode sztuki się znalazły. Szukanie ich z obchodzeniem dookoła młodych sosenek, spódnicami sięgającymi ziemi zajęło mi z pół godzinki. Wilgoć pod stopami dała szybko znać o sobie bezczelnie wnikając do wnętrza moich botków. I tak skarpetki mokre. Który to już raz- nie pamiętam. Przywykłam. Dodatkowo tu i tam - na ściętych pniach gniazda
zimówki, oraz kilka pniaków z malutkimi srebrnymi rogami. Zdarzały się miejsca występowania jakiś pomarańczowych blaszkowców i to w dość licznych gronach. Pojedyncze były też egzemplarze
wodnichy. Powolutku to co piękne zaczęło się kończyć i trzeba było wracać do rzeczywistości i miasta- z nie tak wcale najgorszym powietrzem. Serdecznie z mych nizin pozdrawiam całą brać :)