Ostatnio często na Śląsku szurali, to i ja chciałam poszurać w liściach.... Las mieszany. W jednej części przewaga świerków i tam nic, niedobitki grzybów niejadalnych w stanie daleko zaawansowanego rozpadu. W lesie liściastym... ach i och, cuda. Pogoda chwilami piękna. Chciałam skończyć sezon w lesie górskim i skończyłam. Teraz lasy płaskie, w celach spacerowych odwiedzać będę. Taka mnie nostalgia ogarnęła, gdy patrzyłam na te liście, że nawet słońce, które wyszło mnie niezbyt pocieszyło. Las w końcu odpocznie, jak go nie zdążą wyciąć... Powiewem wiatru liść żółty smagany, patrzył na drzewa z zimna drżące, na nieba błękit zapłakany, na krople deszczu ostrzem świat tnące. Marzenia miał, by lecieć wysoko, dosięgnąć orła w nieba przestrzeni, być jak mędrca szkiełko i oko, co się tysiącem myśli mieni. Powiew wiatru mocno zagniewany, złowrogo szepcząc o Ikarze na niebie, pchnął go w innych liści dywany, mówiąc - tu jesteś u siebie. I liść do innych liści wrócił, śniąc o podróżach dalekich i długich, wiatr kołysanki do snu mu nucił, nie dopuszczając igieł mrozu srogich. Las usnął zmęczony ciszą niezmąconą, nadziejami w liściach schowanymi, śpi ciszą odchodzących istnień uświęconą, w promienie światła zaczarowanymi.....