Tak pomalutku w ślimaczym tempie się zaczyna coś dziać- dzisiaj udało mi się wypatrzeć w liściastych ostępach 7
kań, pięknych młodziutkich i 1
żółciaka siarkowego...………..
Dzień i poranek jak wiele innych; szary z możliwością wystąpienia deszczu- co niestety nie nastąpiło, ale jednocześnie jak inny od ostatnio opisywanego po deszczowym show które miało miejsce w środę. Dzisiaj las już porządnie przesuszony. Śladów ostatniej deszczowej scenerii próżno byłoby szukać. Dukty leśne suchuteńkie, pobocza również, powietrze w lesie dusznawe, bez tej cudownej wilgoci i rześkości. Jednak narzekać nie mam na co, bo jak by nie było las to las, i zawsze przyjemnie w nim się schronić, pospacerować, pooglądać - zawsze coś nowego da się zaobserwować, i porozglądać, bo zawsze istnieje możliwość na jakiś leśny cud. Do tego cudu bym zaliczyła napotkane na poboczu- z daleka się pięknie wdzięczące stadko
kań. Rozpostarte paradnie kapelusze zawsze kojarzę z letnim takim od słoneczka parasolem. W miejscu, gdzie je znalazłam- sucho, suchuteńko. Jak udało im się wyrosnąć- nie mam pojęcia. Choć czytając doniesienia z okolic- widzę czarno na białym, że jednak nasze lasy coś tam przemyślały i na te niewielkie opady zareagowały w oczekiwany przez nas sposób. Obłowiona w grzyby- nie noszę jeszcze kosza, lecz torbę eko, co by durnowato nie wyglądać- szczęśliwa ze znaleziska, wolnym kroczkiem, bacznie penetrując ostępy ruszyłam dalej. Długo nie musiałam czekać- na pniu pojawił się piękny młodziutki
żółciak siarkowy. Jadłam, lecz nie jestem amatorką, a więc pozostał w lesie. Dzisiaj przepyszna- taka ful wypas- kolacyjka mnie czeka- grzybowe schabowe. Czekam na nią z utęsknieniem. Wszystkich serdecznie pozdrawiam z mych już powolutku grzybnych okolic- serdeczności :))))))))))