Nie wiem ile było grzybów, można powiedzieć, że sporo. Do koszyka trafiła cała masa
kozaków grabowych, same kapelusze najmłodszych sztuk, a staruszków było znacznie więcej, ale zostały, żeby się rozsiewać. Oprócz tego trafiło się parę
prawdziwków, kilka
borowików ceglastoporych, kilkanaście
muchomorów czerwieniejących, i po raz pierwszy z zamiarem konsumpcyjnym zabrałem ze sobą parę najmłodszych uroczych
gołąbków zielonawych, wybornych i modrożółtych😀. Emil, który zaprosił mnie na grzybobranie, podarował mi wszystkie swoje grzyby oprócz
muchomorów czerwieniejących.
W okolicach Częstochowy kozackie hordy nie odpuszczają. Krwawy Jarema musiał zawezwać mnie na pomoc😀. Gdy dojechałem na miejsce, Jarema wyciął już wiele kozackich łbów, nie oszczędził nawet kilku szlachciców, którzy w ferworze walki trafili pod szablę. Widziałem po błysku w oku i na ostrzu szabli, że to jeszcze nie koniec, razem ramię w ramię rzuciliśmy się w dzikie ostępy w pogoń, za niedobitkami
kozaków, których jednak ostało się więcej niż na początku myślałem. Na koniec Krwawy Jarema, ukrywający się pod pseudonimem "Emil" powiedział, że sprawdziłem się w bojach i, gdy tylko będę chciał mogę przyjechać na sicz kozacką i znowu pouganiać się z szabelką za tymi łysymi łbami😀😀. Dzięki Emilu za zaproszenie😀. Ps.. jako że rycerstwo w tych czasach miało kiepskie telefony, mało zdjęć i zdjęcie koszyka z domu bo fajna różnorodność musiała zostać uwieczniona, na koniec nawiedziła mnie jeszcze plaga braku internetu, dlatego wojaże opisane z opóźnieniem.