Małe sprostowanie co do wpisu Tazoka. Te 7-dem to ja. Pozostałe 18-cie to on. Taki sobie zrobiliśmy prezent na Dzień Ojca, a nawet Dziadka.
Ceglasie na wypasie, kilka
borowików, a nawet się trafił jeden górski. Kilka
kurek dla okrasy.
Pogoda jak dla mnie wymarzona. Lało jak z cebra, z przerwami na kawę. Tazok, oczywiście z rękoma w kieszeni. Chodził i rządził. Mnie to pasowało, więc mu w tym nie przeszkadzałem. Grzeczny byłem (chyba). A salamandrę to ja pierwszy dostrzegłem. Ale cudeńko. A jak się wdzięczyła. Właściwie to dla niej jednej warto było jechać do Brennej. Część grzybków już się suszy, a reszta się pekluje z koperkiem na jutro. Pozdrowienia dla schabowego.