© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Nie zgadniecie co mi się dzisiaj od rana przytrafiło. Ano przez trawiącą mnie coraz bardziej sklerozę, zapomniałam, że wczoraj, i przedwczoraj i jeszcze dzień wcześniej już tam byłam. Rano, pogoda piękna, termometr mówi mi że to tylko +22, słoneczko świeci, mają być u nas burze, ale mają być już od dwóch dni i ich nie ma , a więc do samochodu i do lasu. Na miejscu stwierdziłam, że kiedyś już tu byłam. Nic to myślę, co szkodzi czwarty dzień z rzędu polatać w kółko po tym samym terenie, bądź co bądź znanym. Zawsze to jakieś ułatwienie. Już pisałam, że obserwuję ślimaki i ich wyczyny w lesie. I tak gdy widzę "jego śliskość" skierowaną rogami w którąś stronę zawsze się zastanawiam: co on ma myśli, że biegnie w tym kierunku. Podążając w stroną którą on upatrzył sobie, szukam jakiegoś grzybka na trasie- i czasami znajduję. A tak w ogóle - francuzi do szukania trufli mają specjalnie tresowane świnie, to dlaczego nie można byłoby przysposobić do wskazywania borowików - ślimaków? Zawsze to jakiś wykrywacz grzybów by był. W lesie jak już przyjechałam, to pierwszy kontakt zaliczyłam z przepięknie utkaną pajęczą siecią, tak centralnie- cała twarz w pajęczynie -a pająk wywijający na czapkowym daszku- do przyjemnych doznań to nie należy. Następnie zdejmuję misterną sieć z twarzy i pocieszam się, że w takim razie w tych zakamarkach lasu jeszcze nikogo przede mną nie było. No i dzisiaj takimi przeprawami dotarłam do miejsc, gdzie wczoraj i wcześniej moje oczy nacieszyły się widokiem usiatków. Wiem, że powinny tam być, albo, że jeszcze wczoraj tam rosły- no to pozycja w kucki i penetracja otoczenia. Najpierw wypatrzony ten nr 1- ze zdjęcia- elegancki, nawet mocno nie zakonspirowany. Niestety w domku okazało się, że jako jedyny miał felerną nóżkę. Następne 10-15 minut i wyszukane pozostałe. Następnie przylegające krzaczorki i 4 borowiki wypatrzone. Z jednego wczorajszy ślimak, który wczoraj spałaszował mi połowę borowika i łaskawie podarowałam mu życie- dzisiaj zeżarł mi całą czapeczkę z następnego i zwiał. Dokładnie okrążyłam borówko-nośny teren ze trzy razy upewniając się, że nic więcej nie urosło. Ponieważ na obrzeżach wysokiego lasu w igliwiu coś podgrzybków nie było- tylko 2 maluszki, a gorąc zaczął się robić okropny, skierowałam moje wysiłki na wypatrywanie koźlarzy. Najpierw pokłoniłam się moim ukochanym dorodnym brzozom i brzózkom. Popodziwiałam ich piękne powiewne spódnice i przy okazji rzuciłam okiem to na prawo to na lewo, szukając zwiastunów czekających na moje odwiedziny. Straży nie było. Skupiłam uwagę na bliższym sąsiedztwie brzózek, a że wczoraj były takie sobie dorodne wyrośnięte , to nie zauważyłam w pierwszej chwili mikrusów z dnia dzisiejszego. Wchodząc w kręgi brzozowe, zniżając się do ich poziomu, zaczęłam je dostrzegać. Wzrost- przedszkolne starszaki, maluchy, uczniowie klas od 1do 3 i troszkę większych wyrostków się znalazło. Czyli pofatygowały się i znowu porosły. Nazbierałam tego towaru 28 sztuk. Najcudowniejsze były te średniaki, na pięknie grubaśnych nóżkach, w brązach i beżach. Po dokładniejszej domowej interwencji okazało się, że mimo iż 1-dniowe, to i tak 50% nóżek do kosza - czapeczki -ok. Na zakończenie ekspedycji pod sosenką piękny zdrowiutki rydzyk. O niektórych ludziach- tych łasych na pieniądze- mówi się, że mają logo dolarów w oczach,- ja , gdy patrzę w lusterko to w prawym oku widzę pięknego borowika, a w lewym - koźlaczka. Ale widzieć borowiki w portalowych doniesieniach to nie to samo co w naturze, w ich środowisku, cudownie ubarwione, pochowane, - to jest dopiero COŚ. Jest sucho już w lasach, w każdym razie tak "na oko", jest gorąc okropny, codziennie tam jestem i choć ciutkę mniej, ale były i swoim przepięknym widokiem mnie uraczyły. Samych cudownych wrażeń i nie tylko wszystkim życzę:)))))))