Witam wszystkich po zimowej przerwie. To moje pierwsze sprawozdanie w tym roku. Odwiedziłem dzisiaj herbskie lasy. Wprawdzie na spotkanie z grzybami większych nadziei sobie nie wyrokowałem, ale to przecież nie jest najważniejsze. Ważne że tam się jest. Piękna pogoda. Skrzydlaci amanci głośnym szczebiotaniem, gwizdaniem, ćwierkaniem i co tam kto jeszcze umie, zapraszają skrzydlate
panienki na miłosne iGraski. A ja sam. Grzybów ani widu, ani słychu. W związku z czym zdecydowałem przenieść swoje zainteresowanie na inne pasożyty.
Tak jak wspomniałem grzybów świeżych, tegorocznych, jeszcze nie ma. Natomiast tych wielorocznych, inwazyjnych pasożytów co nie miara. Przeważają odmiany: workowców, puszkowców, gumowców, butelkowców, wraz z wszelkimi zamiennikami. Mnie zainteresowało stadko żołądkowców, a to z tego powodu że kiedyś je spróbowałem, ale ich gorzki smak skutecznie mnie zniechęcił do tego gatunku "grzyba". Gumowce, niezniszczalne. Wszelkich marek i na każdą porę roku. Puszkowców nie znoszę. Mam po nich zgagę. I tak sobie chodząc po lesie, zastanawiałem się co po nas zostanie, gdy nas już nie będzie. Same pasożyty.