Witam Leśne Bractwo i Admina. Las sosnowy w wieku powiedzmy średnim, gdzieniegdzie z samosiejką świerku luk buka. Grzyby cóż na razie możemy o nich zapomnieć. Nie ma nawet śladu kapeluszników.
Wstaliśmy jak na wycieczkę do lasu bardzo późno. Pogoda też raczej nie zachęcała do wyjazdu. Ale od czego nasz wrodzony optymizm. Na pewno na miejscu się przejaśni. Z tym, że nie na pewno. Cóż nic to mówimy sobie z Żoną. Plecaki na grzbiet i w las. Nie aż takimi optymistami żeby liczyć na jakikolwiek zbiór grzybowy to nie jesteśmy. Naszym celem były raczej jagody, których nota bene jest też mało. Na początek sprawdziliśmy nasze stare miejsce w Ostrowinie ale tam nie ma w ogóle jagód. Przenosimy się więc do pobliskiej Bukowiny. Tutaj jest już o wiele lepiej. Gdyby tylko przestało padać i grzmieć to byłoby już całkiem dobrze. Niestety z przerwami pada cały dzień. Po godzinie czy dwóch stwierdzamy, że gorzej chyba już i tak nie zmokniemy. Zbieramy więc miękkie owoce z mokrych krzaczków a plusem jest to, że przynajmniej ręce się nie brudziły :) Po południu zaczyna się ponownie mocno chmurzyć a i jeszcze grzmieć. Krótka narada i decyzja nie ma co ryzykować. Burzy nie wolno lekceważyć. Tym bardziej, że tłucze prosto nad nami. Kogo zaskoczyła burza w lesie ten wie, że te grzmoty wydają się jeszcze głośniejsze niż są w rzeczywistości. Przynajmniej jakoś deszcz nas oszczędza i nie leje zbyt mocno, co w sumie nie ma znaczenia bo docieramy do samochodu i tak mokrzy :) Jedno jest pewne. Te opady są bardzo potrzebne. Nie wiem na ile tam poprawią one sytuację grzybową ale na pewno zmniejszą do tej pory ogromne zagrożenie pożarowe w lasach. Pozdrawiam serdecznie Admina i Leśne Bractwo.