Pieprzniki jadalne, po "polsku"
kurki, w ilości sporej, wielkości różnej, w liściach, jagodzinach, we mchu i na "betonie", czyli twardym podłożu (najgorsze do zbierania) :) Jeden szlachetny i usiatkowany, żeby za żółto w koszyczku nie było;-)
Jak ja nie cierpię
kurek zbierać! Tylko przykucnę, a tu całe chmary krwiożerczych komarów zaraz obsiada mnie i kąsa. Znajdą niepryskane miejsca i se na mnie używają. Punkt krwiodawstwa czy co? Do tego mrówka w palec uwali, skurcz pod kolanem czy w udzie chwyci, lędźwia się buntują, nogi cierpną, krople potu do oczu spływają, oczy potem potem szczypią, koszula i spodnie przylepione do ciała, a tu przez ręce przewinąć się musi 500 czy 600 małych, żółtych nieforemnych grzybów.... nie ma co, istne katusze na własne życzenie, łakomstwo, czy co tam jeszcze. No ale jak tu odpuścić i świadomie zrezygnować, kiedy przed oczami pyszny sosik się jawi, a ślinianki na sam widok
kurek do pracy się biorą;-) Nie ma wyjścia... z nogi na nogę, klęczę, kucam, przysiadam, dziubię, niezadowolenie swoje wyrażając słowami, których szewc by się nie powstydził. Niełatwe jest życie kurkozbieracza;-D Za to później, w domu.... mmmm, pycha, zanik pamięci od razu przychodzi, jedyne co, to od czasu do czasu po jakimś bąblu podrapać się muszę;-D 😀