D-day, Dzień Ziemi w Sznuplandii - na granicy Wisły i Brennej jak co roku pracowity... Myślałem, że będzie gorzej, wzdłuż Wilczego potoku, naszego salamandrowego sanktuarium wyzbierałem trzy wielkie worki śmieci. Nie dla lajków, nie dla przypadkowych gości, nawet nie dla siebie, choć czuję się z tym co dzisiaj zrobiłem – wyśmienicie. Spełniony. To robota Syzyfa, i tak przyjdą leśnicy, przyjadą letnicy i z powrotem zamienią ławeczkę przy trzech strumieniach w stajnie Augiasza. Edukacja konsumpcyjnego społeczeństwa ? W XXI wieku ? Bez jaj. Groch o ścianę. Po mnie choćby potop – to współczesne credo większości ( niestety ) Robię to z potrzeby serca, dla niczemu niewinnych roślin, grzybów, ssaków i ryb zasiedlających tę okolicę. Po to by powracały, tarły się i odnawiały w tych ostępach głowacze białopłetwe ( na foto z dzisiaj, zobaczcie ta ryba pływa w wodzie! a wody nie widać ) - ryby świadczące o niesamowitej czystości wody w strumieniach. Nic dawno tak mnie nie ucieszyło, jak spotkanie głowacza - zwanego u nas "klapoczem". Te wodne stworki, to ryby wskaźnikowe tzw. bioindykatory, a głowacze są jednymi z nielicznych zwierząt skrajnie wyczulonych na zanieczyszczenia. O minimalnej wręcz tolerancji na wszelkie skażenia. Ich spotkanie oznacza: pij wodę wprost z rzeki - nic Ci nie grozi - jest lepszej jakości niż butelkowana w sklepie!. Robię to dla salamandrzych niemowląt ( na zdjęciu w poprzednim raporcie ) żeby te maluchy wydoroślały i mogły cieszyć oczy nielicznych szczęśliwców, którzy zawitają do źródeł w beskidzkich dolinach. Wynoszę śmieci dla jodeł, buków, dla ceglasiowych i borowikowych polanek by nie rosły wśród opon do traktorów, by ptaki nie zadławiły się foliowymi reklamówkami. Nie dla lajków, nie dla "innych", pewnie samolubnie - trochę dla siebie. A tak na prawdę to z przyzwoitości i szacunku dla natury. Czego wszystkim życzę Tazok