Wreszcie udało się poganiać znowu po lesie. Piękna pogoda, piękny las, a nawet znalazło się kilka mikrogrzybków. Co się konkretnie zdarzyło, to już Maciek opisał, a ja tylko uzupełnię o moje wrażenia. Mam nadzieję, że z tych moich "tajnych" miejsc niewiele zapamiętał i będę mógł się w sezonie popisywać gadkami typu "przeskocz rów, skręć w lewo i pod tym krzakiem znajdź prawego" (rym zamierzony). Tak wstępnie uzgodniliśmy, póki Maciek nie zbliży się do poziomu mojej 38-letniej znajomości lasów w Świbiu :)
No to teraz do rzeczy: już na samym początku młody Werter zaskoczył mnie swoim hardkorowym podejściem, wykonując pół salta w bok na dno rzeczki Świbska Woda. Na szczęście od zimy poziom wody opadł, zalane zostały buty i spodnie do kolan, co tylko w minimalnym stopniu wpłynęło ujemnie na dalszy przebieg wycieczki. W lesie oprócz nas żadnych świadków, więc widoki podczas wykręcania spodni zachowam tylko dla siebie. Za to z innej strony pewnie byłem trochę uciążliwy, komentując prawie każdy fragment lasu, gęba mi się nie zamykała. Chociaż, Maciek chyba lubi słuchać i jemu też gadka idzie gładko, więc zbilansowaliśmy się. Spotkaliśmy po drodze trochę żywych istot, jedną sarnę, jastrzębie, czajki, dzięcioły, żurawia, stado małych rybek, ropuchę, mrówki i motyle, a na koniec jakiegoś gościa na mopliku. Widzieliśmy też jedną martwą istotę, padalca. Ciekawe, one najmniej winne, a najczęściej zabijane. Chyba za wolno się ruszają. Przy stawie Poręba znaleźliśmy na buku wyciętego kiedyś nożem jakiegoś ludka, jest na zdjęciu w doniesieniu Maćka. A na tym samym drzewie niezbędnik grzybiarza w postaci kielonka schowanego w sprytnym schowku, naturalnie wyrośniętym z drzewa i potem nienaturalnie wyciętym piłą przez jakiegoś sprytnego człowieka. Zamieściłem jeszcze zdjęcia rozkwitających nad stawem traw, wspomnianej przez Maćka półdzikiej kury, znalezionych grzybków, jakiejś rzadkiej odmiany borówki czy czegoś podobnego o niespotykanych "ogrodowych" liściach (według mojej znajomości botaniki to odmiana argentea variegata) i czarcią miotłę na świerku, to jest takie wynaturzenie spowodowane chorobą grzybową. Ogrodnicy wykorzystują to do tworzenia nowych odmian ozdobnych. W sumie wycieczka bardzo ciekawa, zacieśniająca nasze stosunki z lasem, szczególnie w przypadku Maćka, który długo nie zapomni kąpieli w Świbskiej Wodzie. Ale dzielnie sobie poradził i mój szacun.