Grzybów nie było ale wycieczka super.
Kolejny w tym roku wypad na hałdy. Zaczęło się ciekawie bo na wejściu do mojego lasku pod hałdami napotkałem kartkę z ostrzeżeniem o jakiś manewrach jutro. Po pierwsze primo jak to ? Na moim terenie ktoś sobie jakieś manewry urządza? Przecież mi tam zaraz
smardze zaczną rosnąć. Jak mi ten teren zbombardują albo poleją jakimś napalmem to nogi z d.. y powyrywam. A później sobie myślę - dobrze, że przyszedłem tam dzisiaj bo jak bym jutro wszedł i nie zauważył kartki? Pewnikiem dostałbym jakimś rpg w środek brzucha. Podczas tych rozmyślań zrobiła się fajna śnieżyca, akurat przed moim zimowym wejściem na najwyższą górę na Sośnicy. Wchodząc smagany wichrem i śniegiem poczułem się jakbym wchodził na K2 chociaż pewnie nie doświadczyłem nawet jednej setnej tego co można tam spotkać. Dlatego mnie tam nie ciągnie. Wolę lasy, łąki, ptaszki i kwiatuszki a przede wszystkim... GRZYBY
A później uspokoiło się i z drugiej strony góry zobaczyłem mini kotlinę porośniętą sosnami i brzozami. Spod nóg czmychnął zając a w oddali stado
saren. W porównaniu z surowym krajobrazem hałdy to miejsce było naprawdę bardzo ładne. Później doszedłem do rzeki Kłodnica i szedłem wzdłuż jej brzegu. chodziłem tam już wiele razy ale dopiero dzisiaj dostrzegłem pościnane młode drzewa. Pierw myślałem, że to efekt siekiery ale po chwili skojarzyłem tak ścięte drzewa z bobrami. Mam nadzieję, że mam słuszne przypuszczenia bo to by znaczyło, że woda nie jest aż tak bardzo zanieczyszczona. Może kiedyś doczekam się bulwarów w Gliwicach nad Kłodnicą. Oprócz kaczek i kormorana nic ciekawego mnie już nie spotkało. Pozdrowienia i do usłyszenia.