Wczoraj miałem zabrać koszyk z piwnicy, oczywiście zapomniałem, ale rano przed wyjazdem, zanalazłem w kuchni w kącie mniejszy w którym trzymam orzechy zimą. Tak przygotowany pojechałem do lasu, choć naprawdę to nie wiem skąd się wziął ten optymizm. Już na parkingu stwierdziłem, że nie potrzebuję nieprzemakalnych butów, bo było dosyć sucho, za to w lesie to już prawdziwa pustynia, nie ma nic nawet psiaka, mech pożółknięty, większość trawy wyschnięta. Mimo wszystko udało się "przewietrzyć" koszyk, a deszczu muszę poszukać gdzie indziej.