Po trzech mroźnych nocach nadszedł czas na sprawdzenie „co w beskidzkiej trawie piszczy”. I co ? - Grzybowa bieda piszczy, aż echo niesie, ale że z natury nie narzekam to i dzisiaj nie będę marudził. W pojedynką, bez Sznupoka rundkę zacząłem w dolinie Węgierskiego w Brennej, wzdłuż potoku poniosło mnie na polanę Jaworową na Kotarzu, potem przez Hyrcę i Beskid sturlałem się do dolinki Niedźwiedziego potoku. Szlachetne grzyby plus mróz to kiepski mariaż, jedyne, które jako-tako przeżyły zimę to
zajączki w dolinach i
maślaczki pieprzowe, których nie zbieram – te nieco wyżej.
zajączków wyglądających na młode lecz zahibernowane 30 kilka sztuk, wyłącznie w dolnych partiach w pobliżu mchów – w kilku – może w czterech rodzinkach.
Borowików szlachetnych co najmniej 30 sztuk, wszystkie bez wyjątku przemrożone, półprzeźroczyste i galaretowate w przekroju, a do wzięcia nadała się mnie niż połowa.
podgrzybki brunatne – kilkanaście – wszystkie z zamrażarki – do wzięcia kilka kapeluszy. No i nietaktem byłoby nie wspomnieć o ceglasiach – tych ok. 10 sztuk w stosunkowo dobrej formie, choć palce u nóg
ceglasie również sobie odmroziły. Z dolin faktycznie wygląda, że szczyty ledwo „przyprószone”, w bliższym kontakcie okazuje się jednak, że powyżej 700 m zima jak ta lala. Na Jaworowej co najmniej 20 cm śniegu, to samo na Beskidzie, białego powyżej cholewki wysokiego buta. Nie mogę podzielić optymizmu @Renee55, mroźne noce skutecznie zastopowały grzyby, te które znalazłem urosły po deszczach ( w poniedziałek/wtorek) i tak dotrwały do dzisiaj. Nie sądzę, żeby karta się odwróciła, być może w dolinkach coś się jeszcze ruszy. Za to w mokrym lesie cicho spacerowały sobie salamandry - jak malowane, a z braku człekokształtnych, trochę z nudów pogadałem sobie z jeszcze jednym miłym Panem bałwanem, który w śniegu szukał grzybków. Powiedział mi: „ idzie zima – Panocku Tazocku „