Nawiązując do wcześniejszych wpisów, jak to pisał Franciszek Skibiński w książce "O sztuce wojennej na zachodnim teatrze działań wojennych" nigdy nie atakuje się dwa razy w tym samym miejscu, tymi samymi siłami i w ten sam sposób. Tak więc tym razem zmiana terenu. Po trzech pudłach, tym razem strzał w 10. Pierwsze wejście do lasu, 5 m i na środku ścieżki pierwszy prawdziwek. Potem było tylko lepiej, prawdziwki rosły całymi koloniami, średnie i duże. Nie trzeba było szukać, wystarczyło patrzeć po kapeluszach sterczących majestatycznie ze ściółki. Grzyby rosły przede wszystkim w lesie wysokim, we mchu i na igliwiu. Wszystkie świetnie widoczne, co oznacza, że byłem jedynym grzybiarzem od co najmniej 3 dni. Zdaje się, że w przeważającej większości to borowiki usiatkowane. Generalnie 55 prawdziwków, 3 podgrzybki i 3 kurki, kilkanaście ceglastych (dalej rośnie). Grzyby rosną bardzo punktowo, przez pierwszą godzinę zebrałem 80% całego zbioru, potem trzeba było dużo chodzić między miejscówkami, a grzybami "kapało" pojedynczo. Nie widziałem małych, ale też się wielce nie przyglądałem. Pogoda jest świetna, więc końcem tygodnia będzie jeszcze lepiej, może w końcu w Wiśle też.