© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Witam wszystkich Pozytywnie Grzybniętych Zachęcony Waszymi wpisami o wysypie grzybów w naszych Sudetach postanowiłem udać się osobiście wraz z Żoną w Kotlinę Kłodzką.Nie jest to zbyt daleko z Wrocławia. Ponieważ nigdy nie wybieraliśmy się w tamte strony na grzybobranie zdaliśmy się na grzybiarską intuicję i szczęście. Jazda najpierw DK 35 później boczną szosą w końcu zjazd w polną drogę do lasu - na chybił trafił. Szczęście nam dopisało.Las nie był zrośnięty podszytem, było sporo podgrzybków i boletusów. Niestety dużo z lokatorami. Znalazłem pierwsze w tym roku rydze nie do wzięcia - już zamieszkałe. Było również sporo kozaków czerwonych. Szczególnie ciszyły młode owocniki, stare były mocno nadgryzione przez ślimaczki. Wiem, że te zarazy też muszą jeść ale dlaczego akurat nasze grzyby. Czas szybko mijał. Zdecydowaliśmy się na zmianę miejsca. Ponowny zjazd z szosy. Jazda boczną drogą- jak długo się dało. Grzybobrania w nowym miejscu nie określę inaczej niż "grzybobranie ekstremalne". Wyobraźcie sobie starodrzew świerkowy zawalony omszonymi kamulcami. Trzeba było iść po tych kamieniach ostro pod górę. Nie wiem jakim cudem na tym mchu rosło sporo podgrzybków brunatnych. Czyli pod górę:) W końcu mieliśmy dość. Trafiliśmy na drogę służącą leśnikom do wywozu drzewa (jak oni i czym tam dojeżdżają?). I jakby trawersem zbocza zeszliśmy nieco niżej. Trafiliśmy na rzadki starodrzew bukowy z domieszką świerku. Na koniec jakby w nagrodę za wytrwałość znaleźliśmy kilkanaście dorodnych borowików, połowa niestety została w lesie "na rozmnożenie" Zrobiła się godzina 18:30 chcieliśmy połazić jeszcze z godzinkę po lesie, niestety do strategicznego odwrotu zmusił nas odgłos zbliżającej się burzy. Do naszego "Dziadka" dotarliśmy razem z pierwszymi kroplami deszczu, znowu mieliśmy szczęście. Jeszcze tylko szybkie pakowanie kilka fotek na pamiątkę i z żalem ale trzeba było udać się w drogę powrotną. Biorąc pod uwagę to, że w tamtej okolicy kompletnie nie znamy lasów przynajmniej pod kątem grzybobrania wynik trzeba uznać za satysfakcjonujący. Zresztą najważniejszym był ruch na świeżym powietrzu i zwiedzenie nowych okolic. Same grzyby nie są w ońcu najważniejsze. Serdecznie pozdrawiam Admina i Bractwo Pozytywnie Zagrzybione.