© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
No ni cholery, nie mogłam się powstrzymać i dzisiaj również pognałam do lasu. Tym bardziej, że nad ranem dosyć mocno przylało, a po południu powietrze zrobiło się niesamowicie niesamowite, było duszno i wilgotno, aż cały las parował, więc wypad w moje leśne ścieżyny zapowiadał się mocno obiecujący. Tym razem Tuśka poleciała w stare miejscówki, których już jakiś czas nie odwiedzała. To głównie podgrzybkowe miejsca, ale jednak moja ciekawość wzięła górę. I tak … podgrzybków (zdrowych) naciachałam dokładnie 12, kilkanaście innych mocno nadziana została na łonie natury. Ale za to przy drogach, w mchach i trawach … ooo mamooo mojaaa … piękne prawusy, kilka w rozmiarach gigantycznych – nie dało się ich nawet złapać w łapkę, bo rozlatywały się w dłoniach i robaczki radośnie hasały pomiędzy paluchami. Ale trafiło się także kilka średniaczków – twardych i zdrowych. Śmiało więc mogę napisać, że mamy wysyp borowików :) Potem Tuśka odbiła nieco ze swej stałej trasy i wyhaczyła przecinkę brzozową, więc niewiele myśląc popędziła w nią w radosnych podskokach. Ledwo zdążyłam pomarzyć, że przydałoby się tutaj jakieś cudo … no i bach! Jeden duży, cudnie pomarańczowy krawcowy, a za chwilę drugi, mniejszy, ale kolorystycznie dorównywał pierwszemu :) W międzyczasie pojawiały mi się gdzieś między kaloszkami gołąbki i muchomory maści wszelakiej, mleczaje wełnianki, goryczaki (łooojej, tych to zaczyna być wysyp!) i różne kolorowe psiaki. Wszystkich zebranych okazów było dzisiaj 23, a więc sporo mniej, niż ostatnio. Ale radochę miałam jak zawsze nieziemską i wracając do domu uświadomiłam sobie, że ja po prostu kocham samo hasanie pomiędzy tymi „zapałkami” i cykanie fotek napotkanym owocom lasu, a jeśli nawet sporo z nich jest z nadzieniem i muszę pozostawić je w lesie, to przykrości mi to jakiejś wielkiej nie sprawia ;) Aura była dzisiaj boska, a popołudniowy czas spędzony na buszkowaniu bezcenny. Po drodze spotkałam tylko dwie osoby, ale pewnie w weekend człowieki wysypią się do lasu, niczym mrówki. No i cóż … coś mi się zdaję, że na dniach Tuśka znowu popędzi na grzybociachanie :) A jakże!!! Kto, jak kto, ale Tuśka by nie poleciała??? Darz Grzyb!!!