Piszę ponownie, bo albo nie wrzuciłam- wyślij- albo coś tam, że wpisu brak. Nie byłabym sobą, gdybym nie postanowiła dzisiaj sprawdzić- taki minutkowy wypad- co tam w moim wczorajszym miejscu słychać. Wypad tym bardziej na rzeczy, że w nocy opady dość obfite sobie w Poznaniu spadły. Mokry las, rano niebo nie za bardzo skąpane w słońcu- no to jadę. Jeśli o grzybki chodzi to nazbierałam podobnie jak wczoraj. Wynik zaniżyłam, bo ubytki spore były- głownie nogi do niczego. I tak : 10szt borowika- w tym 6 szt usiatkowanych i o dziwo mało poszatkowane przez robactwo, następnie 5 koźlarzy- nogi nie bardzo, 20 podgrzybków - 2 piękne wypasy na grubych nogach całe robaczywe- reszta piękna jeszcze ciepła, spora garść kurek- duże wyrośnięte oraz 1 rydzyk- tam gdzie wczoraj i 15 maślaków obu gatunków- zdrowe. Zbieranie to była ambrozja- łebki świecące od deszczu, mokrusieńkie, z daleka widoczne- tek to można grzybki ciąć. Ja oczywiście też cała, albo prawie cała mokrusieńka, bo wtykałam nos nie zawsze tam gdzie trzeba, a czasami musiałam, bo grzybki akurat w krzakach całych ociekających wodą sobie urosły. Las pełen skrzących kropelek gdzieby nie spojrzeć- i ten zapach lasu- powietrze- cudowne- powinna być za takie doznania opłata klimatyczna na rogatkach pobierana. Ale o czymś innym chcę donieść- a mianowicie ufociłam spokojnie pasącą się sarenkę- przepięknie zapozowała do kilku fotek, spoglądając na mnie bezustannie. Chwila trwała dość długo. Zwierzęta leśne oglądam co rusz- prawie wszystkie z dzikami na czele, ale z robieniem fotek- to gapa jestem- tak zawsze się widokiem zafascynuję, że nim dotrze do mnie, że foto by się przydało- to zwierzyna dawno w lesie. Poprzednim razem tak kpił sobie ze mnie koziołek- dosłownie co się zbliżyłam żeby foto strzelić, to on myk i za drzewo- kawałki koziołka porobiłam. Serdecznie pozdrawiam i pełnych koszy- bo dzieje się w lasach i uroczych chwil sam na sam z naturą-: