Wstałem rano i gdy spojrzałem przez okno to miałem mieszane uczucia czy wstawać z łóżka. Deszcz pukający w parapet przyprószone śniegiem trawniki i dachy aut trochę zniechęcały. Rzut oka na temperaturę +1, prognozy nie złe, telefon do kolegi i decyzja mogła być tylko jedna jedziemy. I po dwuch godzinach meldujemy się w lesie. Przy drodze nawet sporo samochodów co przy takiej pogodzie trochę dziwi ale zarazem napawa optymizmem że grzybki jeszcze są. No i były jak się okazało. Głównie
podgrzybki, trochę
gąsek kilka
płachetek i jeden
borowik. Najładniejsze chowały się w gęstym mchu z jagodziną, na gładkim podłożu było ich mniej i trafiały się przemrożone. Wracając do domu cieszymy się z udanej dniówki, która okazała się bardzo przyjemna nawet z przebijającym się chwilami słońcem. A co najważniejsze zaowocowała pełnymi koszami dorodnych leśnych skarbów. I tylko szkoda że zapowiadają coraz mroźniejsze noce i koszyk trafić może do piwnicy. Ale może jeszcze
gąski przetrwają. Pozdrowienia dla zdrowo uzależnionych.