Obiecałam, że dzisiaj pojadę do lasu, ale nie wiedziałam jaka będzie pogoda, bo zapowiadali opady śniegu i mróz. Rano się okazało, że prognozy się nie sprawdziły, 1 na plusie i mokro po nocnych opadach. A więc postanowione - wyjazd do lasu, później niż zwykle. O 8.30 byliśmy w lesie. Niesamowite ale na parkingach leśnych sporo samochodów, więc pomyślałam, że coś musi w tym być. Szliśmy stałą choć troszkę skróconą trasą, po prostu omijaliśmy niektórebiczyny. W pierwszej buczynie szczęka mi opadła bo w promieniu 3 metrów znalazłam czerwonego
kozaka i cudownego
prawdziwka. Jak przystało na jedynych reprezentantów swoich gatunków w naszym koszyku - zdrowiutkie. Później zbieraliśmy tylko
podgrzybki brunatne, aksamitne, trafił się też złotawy i obciętozarodnikowy. Wypad bardzo udany. Poza w/w około 150
podgrzybków. Około 50 zostało w lesie bo robaczywe. Matka Natura szaleje, zimno a rosną młodziutkie
podgrzybki, wielkości grosika. Spotkaliśmy także w różnym stadium rozwoju
muchomory czerwone,
kanie i
opieńki. Te młode stoją na baczność nic sobie nie robiąc z pogody. Grzybki obrane i podzielone, ma suszenie, marynowanie o do sodu. A ja... znowu bym pojechała. Gorąco pozdrawiam :)