© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Witam wszystkich. Wczoraj, w pracy, poznałem osobę która urodziła się w lesie i cały czas w nim zamieszkuje. Ojciec jego jest leśnikiem. Dom w którym mieszkają znajduje się w głębi lasu w odległości ok. 2 km. od najbliższych zabudowań. Choć on sam nie przejął zawodu po ojcu, to zostało mu w duszy zamiłowanie do lasu i myślistwa. I właśnie dla tego że znaleźliźmy wspólny temat, zaprosił mnie do odwiedzenia lasu w którym mieszka, a szczególnie do jednego miejsca. Zaproszenie przyjąłem z radością i dziś pojechałem do niego. 8,00 samochód zostawiłem pod domem i poszedłem w las. Pierwsze co dało się zauważyć to staranność w utrzymaniu porządku. Las zadbany, widać że ma dobrego gospodarza. Choć nie jest to puszcza, tylko typowy las uprawowy to jednak może się podobać. Pierwsza niespodzianka to dziki. Choć starałem się zachowywać jak najciszej to te france wyczuły moją obecność i zanim wyciągnąłem komórkę to pokazały mi tylko swoje tyłki. Świnie jedne. A było ich chyba z dziesięć. Pewnie dzisiaj było polowanie, bo słyszałem też wystrzały. I tak chodząc po lesie, zaglądając a to pod brzózki, a to pod sosenki udało się wypatrzyć tylko kilka podgrzybków które i tak zostały na swoim miejscu. W pewnym momencie poczułem zapach palonego drewna. Skierowałem się w stronę skąd ten zapach dolatywał i nagle stanąłem jak wryty. W środku lasu na niewielkiej polance stała altana, choć dla mnie wyglądała jak chatka Baby Jagi. W około żywej duszy a w środku pali się prawdziwy ogień. Stałem oniemiały z wrażenia wdychając dym i grzejąc ręce nad ogniskiem. Na wszelki wypadek obeszłem altanę dookoła ale ani Baby Jagi ani Jasia i Małgosi nie spotkałem. I właśnie to była ta niespodzianka którą mój nowy znajomy miał dla mnie. Idealne miejsce na spotkanie z przyjaciółmi. Żadnych zdobyczy cywilizacji. Oczyma wyobraźni już widzę Panie krzątające się z kiełbaskami, szaszłykami i innymi cymesami przy ognisku. Oraz pozostałych osobników w gorączkowej dyskusji nad wyższością piwa nad pozostałymi trunkami. Nie ma konwenansów, kelnerów oraz kierownika organizacyjnego. Można się upaćkać do woli, a czyściutka woda jest w płynącym obok strumieniu. Kiedyś były tu bobry, ale woda opadła i przeniosły się na głębszą. Cisza, cisza, cisza. Marzy mi się spotkanie w takim miejscu. Na razie nie zdradzam gdzie to jest, ale jeżeli by padła taka propozycja, to z otwartymi ramionami zapraszam. E.