Wybrałem się na rydzowe "dożynki" w znajome tarniny, bo byłem pewny że tam zostały i nie pomyliłem się. Krok za krokiem zagłębiałem się w te chaszcze, kucając potem na kolanach, na czworakach... aż wreszcie powiedziałem dość, czołgał się nie będę i widziane 8 sztuk zostało w krzakach. Oczywiście sprawdziłem dokładnie miejsce po ostatnich
prawdziwkach, ale przynajmniej tam byłem dokładny. Sprawdziłem las jodłowy, ale było pusto, jodłowo-bukowy, też nic, same buki, tylko liście, więc poszedłem w sosny. No i zaczęło się, najpierw
siedzuń, duży, ale lekki (0,5 kg), a dalej "żniwa" po "dożynkach"?
podgrzybki, wszędzie
podgrzybki a w około nikogo, większość lekko podsuszona, było też sporo spleśniałych i ani śladu po grzybiarzach (wszyscy okoliczni, zakończyli sezon?), ani jednego kopniętego (zdeptanego) grzyba. Więc spokojnie "załadowałem" koszyk i nawrót do samochodu, po drodze uzupełniając torbę, bo już też jest dzień (wolny), więc zabieram kosz do zadań specjalnych (nośność do 15 kg) i jadę na
podgrzybki. W lesie ogromne ilości (widoczne również na zdjęciu)
maślaków sitarzy, ale są tak wyschnięte, że wyglądają jak z papieru. Raport 3 godz./4,33 kg - 95
podgrzybków brunatnych, 94
rydze, 1
kozak babka, 3
maślaki pstre, 1
maślak sitarz, 10
opieniek i 3 siedzuny, które zdecydowanie za dużo zajmują miejsca w koszyku. Aha i byłbym zapomniał... jaki koniec sezonu?;-P