Rano gdy odwiedzilismy pierwsze nasze miejsce okazało się że nie ma ani jednego kozaczka, byliśmy załamani. W kolejnym miejscu zamiast spodziewanych kozaków oraz przedziałów, kilka kani oraz sporo zamarzniętych maślaków. Dopiero w lesie, który zwykle odwiedzany jako pierwszy takim iglastym z miękkim runem pełnym mchu zaczęliśmy kosic dosłownie poggrzybki. Piękne dorodne i nierobaczywe. Kolejny lasek a tam kozaki giganty. Jeden ważył 43 dag i mia kapelusz średnicy 18 cm. Zdrowy.
Generalnie grzybobranie się udało.