Po kilkudniowej piewszokomunijnej absencji od lasu weryfikacja swoich miejscówek. Na samym skraju lasu pierwsza niespodzianka - pierwszy koźlarz czerwony (jaki ja byłem szczęśliwy). 10 minut później moje szczęście sięgnęło zenitu - pierwszy prawdziwek a dokładnie grubiutki młodziutki borowik usiatkowany - cudeńko. Później długo długo kurki - 3 moje garście (około 4 normalnych garści ;) ). Na koniec pod starym świerkiem zaliczyłem babkę (piękna bo młoda - ale już bez takiej frajdy bo druga w tym roku). Zabawa się zaczyna. Pozdrawiam.