Miał być Brusiek, ale za fajnie się spało, toteż pózno się wstało i do lasu nie pojechało. Ale nie u mnie. Wyznaję zasadę:lepiej pózno niż wcale:-) W lesie o 12, po drodze na leśnych parkingach dużo samochodów, więc myśl, że nie tylko ja jestem stuknięta:-) Na "moim" parkingu dwa auta, myślę sobie - po co tam iść, już mi wyzbierali, ale może poszli w lewo, tak jak ja ostatnio i nie dotarli do mojego lasku. Nie pomyliłam się, nikt od ostatniego razu nie zaglądał tam -oczywiście oprócz jeleni; chyba mają tam wychodek :) No i znów zaczęło się: jeden, drugi... dziesiąty itd. do 58, małe, średnie i o dziwo kilka dużych, które poprzednim razem musiałam przeoczyć. Gdy się skończyły, powrót do samochodu i jazda trzy parkingi dalej. Tam nie było już tak "różowo". Owszem znalazło się 56
podgrzybków, ale nie w tak krótkim czasie jak na poprzednim miejscu, trzeba było się nachodzić. Powrót do samochodu o zmierzchu. Następny wypad do lasu w niedzielę, a gdzie to zależy od tego jak się będzie spało. Pozdrawiam zimowych grzybiarzy i życzę ciepłych myśli o grzybach:-)