Witam wszystkich zagrzybionych :) Dziś po pracy postanowiłem pierwszy raz w tym roku wybrać się na rekonesans. 15:00,"ciężkie" chmury i ciemno w lesie... Szczerze mówiąc nie liczyłem na nic ale wspomnienie smaku zeszłorocznej jajecznicy ze świeżymi grzybkami kazało mi pójść dalej. Lasu nie poznałem - burze zrobiły swoje a leśni już zdążyli usunąć wiatrołomy... Na moich prawdziwkowych miejscach zastałem dywany trocin - jedyny ślad po wycince dębów które przegrały z nawałnicą. Zrezygnowany powoli kierowałem się w stronę domu... Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie że patrzę na 3 brązowe kapelusze wystające ze ściółki jak gdyby nigdy nic przy samej ścieżce :) wchodząc do lasu liczyłem po cichu na
kozaka no może
prawdziwka - ale tego się nie spodziewałem:
podgrzybki brunatne, które w "moim" lesie z reguły meldują się jako ostatnie w sezonie;) Zaczęło niemiłosiernie lać, ale to już było nieistotne - przeszedłem w tryb "szukaj" który zaowocował w ciągu godziny liczbą szesnastu
podgrzybków :) Zdrowe :) Jutro znowu idę bo pożarliśmy z moją Panią wielką jajecznicę z szaleństwem w oczach :) Pozdrawiam wszystkich grzybowo zakręconych.