Sam nie wiem jak siebie nazwać. Szurnięty, czy szurnięty do n-tej potęgi. Prognozy pogody obserwuję jak we wrześniu. Zapowiadają minusowe temperatury, a może nawet front arktyczny. A tam chyba jeszcze czekają. Wahanie, rozsądek i marzenia. Rano miałem trochę zajęć, a potem w samochód i w Bory Tucholskie. W lesie około 11.00. O dziwo spotkałem małżeństwo z Gdyni. Mają przyczółek na nocleg we Wdzydzach. Do lasu ruszyli w tym samym celu co ja. Jeszcze powinny być
gąski. Zimno było, nie powiem. I oczekiwania się spełniły. Po jednym, po dwa a i po cztery. Pełne zadowolenie. Przypominam - 24 listopada. W koszyku wylądowało 107
zielonek i około 140
gąsek siwych. Był 1
podgrzybek, ale do rozpoznania tylko po przeprowadzeniu badań DNA. Został w lesie. Wyjazd z lasu o 14.30. A po drodze pech. Około 50 km od Gdańska - pyr, pyr i samochód stoi. Żadne metody nie pomogły. Zadzwoniłem po kolegę po pomoc. Prawdziwy kolega. Przyjechał, ale samochodu nie udało się uruchomić. O holowaniu też nie było mowy, bo zero widoczności przez zamarznięte szyby. Przyjechaliśmy do domu z grzybami, a biedaczek czeka przy leśnej drodze. Gdyby nie ta awaria, to byłoby super. Jako grzybiarz jestem zadowolony. To już ostatni wypad w tym roku. Adminie, grzybiarze wszystkiego dobrego w 2017 roku. Do zobaczenia w lasach.