Patrząc po ilości wpisów a raczej ich braku bez wiary pojechałam dzisiaj z rodziną do lasu. Początki bardzo trudne, po przejściu 4 lasów nie miałam ani jednego grzyba! Pomyślałam sobie, że coś ze mną nie tak, rodzina po kilka
podgrzybków i jednego
prawdziwka a ja nadal nic. Piąty las okazał się łaskawy, znalazłam 2 młodziutkie
prawdziwki, plus jeden z synkiem lub córeczką. Hura! O tej porze roku to cud. Już z lepszym nastrojem ruszyliśmy na podbój świerków. Hmm trudno napisać, że grzyby są, bo ich nie ma. Tylko dzięki znajomości miejscówek i determinacji (czyt. prawie na kolanach zataczanie kółek wokół gałęzi, wypatrywanie dołków, jam i różnych zakamuflowanych miejsc) udało się uzbierać 90
podgrzybków. Dodatkowo 40 zostało w lesie robaczywych. Co ciekawe bardzo mało przemrożonych około 10 te też zostały w lesie. Niesamowite jest to, że 1/3 zbioru to młodziutkie słoikowe grzybki. Czyżby jeszcze rosły? Widziałam też kilka młodych
kań.
Muchomory czerwone w pierwszym stadium rozkładu. Widać że las szykuje się do snu zimowego, lasy bez liści wyglądają niesamowicie przejrzyście. Tam gdzie jeszcze miesiąc temu trudno byłoby się wczołgać dzisiaj śmiało można biegać oczywiście z przeszkodami. Wspaniały spacer po cudownych lasach. Przeszkadzał jedynie porywisty wiatr i strzyżaki. Czy one nie zapadają w sen zimowy?! Wstręciuchy. Ponieważ szanse na kolejny wypad do lasu są znikome - nie tylko pogoda ale brak czasu - chciałam w tym miejscu gorąco podziękować za miłe przyjęcie na tej stronie i wszystkie sympatyczne komentarze pod moimi doniesieniami. Sezon październikowo-listopadówy uważam za bardzo udany, kilka litrów suszonych grzybów, kilkadziesiąt słoiczków będzie jak znalazł dla rodziny i znajomych. Pozdrawiam serdecznie :) PS. jeśli jeszcze pojadę w tym roku na pewno o tym napiszę.