Po dopołudniowej ulewie, pomimo niepewnej pogody wybrałam się na grzyby, bo coś mi podpowiadało, że grzyby będą. I nie myliłam się, w lesie byłam 2,5 godziny - ok. 1--
borowików, zarówno olbrzymów jak i średnich i małych, a kozaczków szarych mnóstwo, młodziutkich, prepieknych, w trawie i w ściółce, coś peślicznego. Radości ogrom, bo kiedy schylłam się po jednego, widziałam grupę następnych. Kureczek był bardzo dużo, ale maleńkich, zebrałam tylko te większe. Ale, żeby nie było tak dobrze, to zarówno
borowiki jak i kozaczki, nawet te najmniejsze w 1/3 robaczywe, zostały w lesie. Przykro było wyrzucać, ale cóż zrobić, ślimaki i robaki też chcą żyć. Zdrowe
borowiki ususzone, koziareczki w słoiczkach, opłacało się jechać. Pozdrowienia dla wszystkich grzybiarzy.