Rano spojrzenie przez okno cofnęło mnie z powrotem do łóżka. Jednak po godzinie nie wytrzymałem, przecież dzisiaj miałem zamknąć sezon. Na szczęście po drodze do lasu deszcz się gdzieś stracił i mogłem spokojnie rozpocząć grzybobranie. Sam jeden w lesie, wszystkich wymiotło, nawet myśliwych, którzy tydzień wcześniej ostro strzelali. A grzyby jeszcze są, tylko już w dość złym stanie. Wprawdzie po kilku cieplejszych dniach niektóre zdezorientowane maluchy wystawiły z mchu i traw swoje ciekawskie łebki, ale większość
podgrzybków dobrze dostała po głowach od wcześniejszego mrozu. Mimo to znalazłem w 3 godziny 57 sztuk i na dokładkę 3
kanie i 5 kępek
opieniek. Ale to już koniec, zimowych nie zbieram, więc zostają mi spacery, jak zatęsknię za lasem. A las jest jak kobieta, młody wiosną i latem tętni życiem i kolorami, a potem, kiedy już ma sporo lat, nadal jest piękny dla kogoś, kto go kocha i widzi piękno w szczegółach, ale i w całości, w jego duszy. Dokładnie tak samo, jak piękną na zawsze jest kochana kobieta. Tak więc drogie grzybiarki, kochajcie i bądźcie kochane. Do zobaczenia w przyszłym roku.