Dzisiaj w cudowny, mroźny dzień poszedłem jedną z ulubionych sznupokowych ścieżek. Niestety mimo wielkiej pracy nad sobą, nad swoją wiarą w sukces i wyostrzeniem wzroku jedyne
zimówki jakie widziałem, to M+S na felgach sznupkowozu. Powtarzając za świeżo oskubanym z równowartości kilku dobrych flaszek „świeżakiem” OZI-m ( osobowe źródło informacji ) dalsza lektura na własną odpowiedzialność. Sznupok został w domu, bo ranne 14,5 na minusie mimo słońca, mimo rejtanowskich próśb nie zachęciły jej do spaceru. Z Brennej wzdłuż Wilczego Potoku, na Trzy Kopce i powrotem przez Gościejów i Jawierzny spacer normalnie zajmuje plus minus dwie godziny, z piknikiem i grzybobraniem, troszkę więcej. Niemal półmetrowa w standardzie śnieżna pierzyna i miejscami zaspy po pas skutecznie wydłużają spacer w dwójnasób. Rekompensatą za żółwie tempo są bajeczne widoki, „diamentowy pył” sypiący się z drzew, idealna, niezmącona cisza.. Nic absolutnie nie rozprasza, nie spotkałem żywej duszy, kilka tropów przy zamarzniętym strumieniu i jeden dosłownie ślad człowieka ale już na znakowanym szlaku. Doszedłem do wniosku, że zimowe, minimalistycznie kolorami zabarwione krajobrazy, właśnie dlatego są takie piękne, że niemal monochromatyczne. Do tego wszystkie te cudeńka zrobione są po prostu z wody w proszku. Pozdrowienia dla wszystkich. Tazok