Witajcie wszyscy grzybnięci! No faktycznie nasza koleżanka Grzybiara miała rację: pogoda była dziś rewelacyjna! Choć przyznam szczerze, że wyjeżdżałem z mieszanymi uczuciami, bo dmuchało jak ta lala... Ale ja sobie spokojnie wyjeżdżałem o 10:20, więc lesie byłem dokładnie w samo południe. Jasno, w miarę ciepło, jak na listopad, nawet piękne przebłyski słońca. No i oczywiście w lesie wiatr niestraszny. Dziś odwiedziłem miejscówki z sowami (zdecydowanie mniej niż w zeszłym tygodniu), ale leżące w głębi regularnego boru sosnowego. W sumie znalazłem 8
sów, dwie kozibrody (w tym jedna spokojnie kilogramowa, naprawdę duża i okazała) oraz kilkanaście
podgrzybków w bardzo dobrym stanie: duże, twarde, suche i bez robali. Po dwóch godzinach eksplorowania nowych terenów (całkiem zresztą ciekawych, bliżej Rzecina, ale bardziej na północ) wróciłem kilka kilometrów z powrotem w kierunku Jasionny, bo to moje miejsca z dzieciństwa i zawsze tam wracam... ale... tam posucha... niestety... jedynie kilka
podgrzybków, właściwie już o zmroku, uratowało sytuację... jednego z nich uwieczniłem na zdjęciu (a zrobiłem ich ponad sto - szkoda, że nie mogę Wam pokazać wszystkich), możecie zobaczyć, że grzyba widać dobrze, ale wszędzie naokoło już ciemno. Ale najlepsze jest to, że gdy wracałem, było już naprawdę szarawo, widoczność runa do 20 metrów (jak to określam: wilkołakowo, hehehe), ale jadąc szosą w kierunku Wronek, na parkingu dojrzałem jeszcze dwa auta, więc conajmniej dwóch ludzi było jeszcze bardziej grzybniętych ode mnie, co raczej rzadko się zdarza, bo z reguły nie wracam z lasu dopóki się naprawdę nie ściemni... Reasumując: grzybów coraz mniej, ale ja sezonu nie kończę. Dopóki temperatura na plusie, warto jeździć... choćby dla spaceru, dotlenienia, pięknych widoków i... świętego spokoju! Pozdrawiam Was wszystkich. Wojtek