Witam :) W czwartek męża znajomy nazbierał mnóstwo
podgrzybków w lasach przy Dziadowej Kłodzie. Mając tak pewną informację z pierwszej ręki, wybraliśmy się tam z mężem w niedzielę z pełnym ekwipunkiem: picie, kanapki, dwa kosze itp. Oczywiście nie znając lasów! Ale skoro miało być tam tyle grzybów, to przecież wszystko jedno gdzie wejdziemy. I tu psikus: oprócz trzech
zajączków nie znaleźliśmy nic! Ludzi też nie było, nie licząc jednego pana, który odświętnie ubrany, przemknął obok nas rowerem. Potwierdza się to, o czym wielu donosi: trzeba mieć szczęście, żeby na coś trafić. Pozdrawiam