Ranne przymrozki nie napawaly mnie optymizmem, jednak dzien wolny od pracy, wsiadam do auta i na grzyby. Las niesamowicie przechodzony, moje miejscowki juz nie sa tylko moje, ktos niezle sie tam oblowil w ciagu tyg. gdybym zbieral wszyskie wyciete nozki po
prawdziwkach to mialbym z pol kosza.. Zniesmaczony chodze dalej i trafiam na prawie obcy las, zwykly zagajnik sosnowy z jakimis tam bukami, troche wrzosu i igiel z drzew w dodatku caly las przekopany rowami.... no i sie zaczelo, w rowach trawa biala z mrozu a grzyby jakby minute temu wyrosly.. piekny widok, ja prawie caly kosz w tym lasku, moj dziadek 12 grzybkow w tradycyjnych miejscowkach.. Z tymi grzybami jest jak z rybami, jak niema ich w naszych stalych miejscach trzeba szukac ich w miejscach nieznanych.
Kozaki i
maślaki nie biore pod uwage bo bylo ich sporo i na tym etapie juz ich nie zbieram. Fajny wypad, dosc zaskakujacy bo ziemia rano biala a moje grzybki jakby mialy to w nosie i rosna ciagle nowe, zdrowe i nie zmarzniete :)