Już zakończyłam sezon, ale jak mawiał klasyk, był mecz, teraz dogrywka. Na karne się nie zanosi. Powód jest prosty - brak grzybów i las ewidentnie szykujący się do zimy. Po raz pierwszy w tym roku, nie spotkaliśmy po drodze ani jednego samochodu. Cóż widać, że w moim rejonie nie ma wielu "wariatów" :) W lesie cudownie, cisza, spokój, pachnące przejrzyste powietrze, krople spadające z drzew (ale to nie deszcz a roztapiający się szron). Nawet 0 stopni specjalnie nie przeszkadzało. Znaleźliśmy 50
podgrzybków (drugie tyle robaczywych lub przemarzniętych zostało w lesie). Na okrasę trafił się jeden prawy, zdrowiutki. Grzyby w różnych stadiach rozwoju, trafiły się także dobrze ukryte słoikowe maluszki. Pożegnałam swoje lasy definitywnie, podziękowałam im za to co mi dały na przestrzeni zaledwie kilku tygodni. Każdy z odwiedzanych dzisiaj lasów dał mi przynajmniej jednego grzybka na do widzenia. Coś jednak jest w magii lasu. Eh łezka się w oku kręci. Teraz trzeba czekać tyle miesięcy. Pozdrawiam :)