duża wersja fotografii z doniesienia

fotografia z grzybobrania
© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii, a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
102 prawdziwki, 100 podgrzybków, 2 kozaki, 50 maślaków, 10 ceglasi. Okrągłe liczby są dziełem przypadku. Pociągnąłem w sobotę do przodu roboty remontowe, więc w nagrodę niedziela była dla mnie i wreszcie wyrwałem do ukochanego Świbia. Na miejscu szok, bo jak jeżdżę tam od 44 lat (znowu przypadkowa zbieżność liczb z wynikiem na godzinę) to nie widziałem na parkingu dwudziestu kilku aut. Nie widziałem też takiego buractwa, ludzie rozeszli się po lesie lub rozjechali (tak, wielu łamiąc zakazy jeździli sobie autami po lesie). Nawoływania, nowe śmieci, skopane muchomory, kanie, gołąbki. Brrrr.
"Moje" miejscówki te najbliżej parkingu zostały przez ostatnie dni wyczesane z grzybów, ale znalazłem i tak jednego prawdziwka. Dwóch spotkanych miłych panów narzekało na tłok, brak grzybów i mnóstwo śmieci. Cóż, pojechałem moim składakiem dalej od tego gwaru. W następnych miejscówkach dwie miłe panie, które wzięły mnie za miejscowego (chyba przez ten rower), narzekały na brak grzybów. Następnie tylko usłyszałem w moich kolejnych bankowych miejscach głośne i liczne towarzystwo, więc pojechałem dalej, niestety. Wreszcie, na samym końcu mojej stałej trasy, nie było nikogo, tylko kilkudniowe pocięte prawdziwków korzenie, a wśród nich dużo młodych, a na skraju wzdłuż drogi dużo dość wyrośniętych prawdziwków. Po drodze spotkany miły pan, też ze składakiem, kosił podgrzybki, więc zatrzymałem się w kilku podgrzybkowych bankowych miejscówkach i też zacząłem kosić. W międzyczasie i na drodze kompletowałem drużynę maślaków, ale tylko zwyczajnych do octu. Przy większych, modrzewiowych i kaniach nawet się nie zatrzymywałem, bo w koszu miałbym gulasz a nie grzyby. Wróciłem na te miejscówki, gdzie było liczne i głośne towarzystwo, okazali się burakami, skopali połowę grzybów nieprawdziwkowych, w tym kanie i ceglasie, na szczęście byli także ślepi, bo oprócz dużych, po których zostawili mnóstwo pociętych korzeni, przeoczyli sporo mniejszych, subtelnie schowanych, czasem nawet wcale nie schowanych. No to mimo okoliczności byłem usatysfakcjonowany i postanowiłem sprawdzić jeszcze dwa niewielkie laski, gdzie czasem pojawiają się prawusy. Mimo pociętych kilkudniowych korzeni znalazłem się w raju. Doszło do tego, że zacząłem się modlić, żeby już nie znaleźć żadnego prawdziwka. Nie poskutkowało, dopełniłem więc kosz i z bólem serca i duszy zrobiłem w tył zwrot i rozpocząłem powrót, długi i pełen cierpienia fizycznego z powodu przekroczenia dopuszczalnej masy mojego ładunku. Uff! Ale warto było. Pozdrowienia dla całego grzybiarskiego towarzystwa. Tym razem na głównym mój "koszyczek".