Udało się!!! W dniu dzisiejszym zostałam wygnana przez męża z domu do lasu, żeby zrelaksować się, wyciszyć i naładować baterie, które skutecznie w ostatnim czasie wyczerpuje moje drugie macierzyństwo :) W lesie cisza, spokój i zero żywej duszy. Stan idealny – tylko ja i pies. Z racji tego, że przymrozki dały nam się ostatnio we znaki i żadnych pozytywnych doniesień z mojego rejonu nie było, to nawet Pan Koszyk pozostał w aucie, coby nie robić sobie złudnych nadziei i głupio w tym lesie nie wyglądać;) No i jakoś bardzo się w tej kwestii nie pomyliłam, bo oblazłam moje miejscówki wzdłuż i wszerz i nie znalazłam kompletnie nic. Po drodze napotkałam jedynie jakieś stare ogonki po opieńkach i minęłam kilkanaście
muchomorów czerwonych. Wracając już zrezygnowana do auta, pokusiłam się jeszcze o przedreptanie brzegiem wysokiego lasu sosnowego z domieszką brzozy. I w tym jednym jedynym miejscu miłe zaskoczenie – ogromny borowiasty, zwarty i zdrowy, zupełnie jakby wyrósł przez noc po ostatnim deszczu. Reasumując – spacer super przyjemny, 10 st. na plusie i słonko, baterie naładowane, pies wybiegany, więc powróciłam do roli matki z ogromnym rogalem na twarzy :) Tego mi było trzeba!!! Może w przyszły weekend pokuszę się na jeszcze jeden wypad w tym sezonie. Pozdrawiam wszystkich. Darz grzyb!!! :)