© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Rano padało,wstać się nie chciało.Przestało padać,więc co tu robić."Natura ciągnie wilka do lasu".Spojrzenie na męża i pytanie-to co jedziemy? -jedziemy.Hura!:-D Ale gdzie,bo godz.11 to już pózno jak na grzyby i jeszcze czas na dojazd.Padło na Bibielę,jak najbliżej czyli 20 km.W lesie o 12.Na dzień dobry 1 ładny podgrzybek i dalej długo,długo nic.Potem pojedyńcze sztuki.Kilometry w nogach,a koszyki prawie puste.Myślę sobie- zły las dzisiaj wybrałam.Godz.15 trzeba wracać,bo w pochmurny dzień szybciej robi się ciemno.W koszyku może ze 20 grzybów.Trudno- las dał to co miał.Z pokorą wracamy drogą do samochodu.I nagle coś mnie podkusiło,żeby wejść jeszcze do lasu po lewej,po co mam iść drogą jak mogę lasem.Mąż już nie miał ochoty,więc wkroczyłam w ten las sama, właściwie bez wiary.No i co? No i wreszcie są! Jeden,drugi ,trzeci itd.Trafiłam w kawałek lasu,gdzie od ponad tygodnia albo i dłużej ludzka stopa nie stanęła,tylko jelenie odwiedzały to miejsce zostawiając po sobie co nieco.Na szczęście nie zbierają one grzybów ,no i też ich nie zjadły.Duże, czarne podgrzybki na widoku,że przewrócić się można było przez nie.Małe i średnie też były.Mój koszyk wciągu 40 min. napełnił się po brzegi.W sumie "wylądowało" w nim 104 podgrzybków.Mąż miał tylko 30 (bo szedł drogą).Do samochodu dotarliśmy po 16.Najciekawsze z tego było to,że wchodząc do lasu obraliśmy kierunek na lewo, a grzyby ,jak się okazało były na prawo od samochodu.Niepotrzebnie zrobiliśmy takie koło ,nabijając kilometrów.Ale kto to wiedział.Na zdjęciu dwaj kochający się bracia.I jeszcze jedno wiarę i nadzieję trzeba mieć zawsze do końca:).