© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Witam. Wyprawa na grzyby. Zaczęło się pechowo ponieważ mój głupi GPRS zgubił się gdzieś pod Gliwicami i zamiast zaprowadzić mnie na miejsce umówionego spotkania to wyprowadził mnie w pole. Zaraz ale od początku jeszcze raz. Zaprosił mnie Dzidek. I to na niego spada cała odpowiedzialność za dzisiejszą wyprawę. Gdyby nie on to wyszedł bym na durnia. A tak mój honor, w pewnym zakresie, został uratowany. A było tak. Zamiast do Gliwic to trafiłem do Pyskowic(?). Ale od czego są telefony. Ja mówiłem Dzidkowi co widzę a on mnie kierował. Jak kazał skręcić w lewo to ja skręcałem w prawo. Jak w prawo, to ja w lewo. Jak pod most to ja na most i po torach. W końcu jakoś trafiłem na miejsce spotkania. Widok przerażonej miny Dzidka - nie do opisania. Podobno już miał dzwonić do instytucji zajmującej się poszukiwaniem osób zaginionych. Pewnie by do tego doszło, ale się okazało że zaginął gdzieś pies tropiący. I w ten sposób, po okazaniu dokumentu identyfikacyjnego że ja to ja, wyruszyliśmy na przeciw przeznaczeniu. Dzidek pierwszy, ja zanim. Najpierw był las. Potem lasek. Już myślałem że będą laseczki a tu nagle - stop. Koniec jazdy. Droga się skończyła. Wysiadam, patrzę, gdzie ja jestem. Z przodu kopalnia, z tyłu huta, w środku las. Przy czym słowo las należy traktować z pewną dozą wyobraźni. Jednak grzyby wyobraźni nie mają i rosną tam gdzie chcą. Dzidek to specjalista w tym terenie, i jemu nic nie umknie. Poszukiwanie grzybów przebiegało w ten sposób że Dzidek szedł pierwszy w postawie HOMO SAPIENS WYPROSTOWANEJ, a ja za nim HOMO SAPIE na czworakach. ON. Tu masz grzyby. Ja. Gdzie?. On. Tu. Ja. Nic nie widzę. I dzięki temu nazbierał mi 3/4 koszyka zieleniatek. Za co składam Mu WIELKIE DZIĘKI, bo znaleźć zieleniatkę w liściach to wielkie wyzwanie. Do tego 4 borowiki, 3 kozaki i maślaki. Ok. 12,00 rozstaliśmy się, bo Dzidek musiał wracać do pracy a ja postanowiłem jeszcze trochę poszperać w liściach. Wprawdzie starałem się jak mogłem, ale nie znalazłem ani jednej zieleniatki. A jestem przekonany że one tam były. Kończę już, bo tak się rozpisałem że nie wiem czy jestem już w domu, czy jeszcze w lesie. Dzięki Dzidek. Było super. Jeszcze się spotkamy. Pozdrawiam. A jak co, to żonie powiem że to nie Ty.