duża wersja fotografii z doniesienia

fotografia z grzybobrania
© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii, a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Kolejna wyprawa jagodowa i przy okazji sprawdzenie wybranych miejscówek grzybowych. Zrobiło się za sucho i za ciepło na grzyby, ale można jeszcze spotkać pojedyncze maślaki żółte, gołąbki, ponurniki aksamitne a także pieczarki okazałe.
Darz Grzyb! Środa, 26 czerwca 2024 roku. Poranek w Bukowinie Sycowskiej. Zapowiada się bardzo gorący dzień, już z rana czuć w powietrzu, że za kilka godzin nadejdzie upał. Prognozy wskazują, że w południe termometry wskażą około 32. stopni C w cieniu, a więc gorąco, ale jeszcze do wytrzymania. Kiedyś zbierałem jagody przy 37-38 stopniach C, czyli nie powinno być tak źle, chociaż do komfortu termicznego to daleka droga. Dla mnie poranki w Bukowinie to zawsze jest misterium tańca światła słonecznego nad zieloną krainą otoczoną lasami. Szybko przechodzę starym szlakiem jagodowym, aby zatopić się w bukowińskich borach i zagajnikach na wiele godzin. W lesie jest jeszcze bardzo przyjemnie, nawet owady zbytnio nie dokuczają. Idę na sprawdzone stanowiska jagodowe, które są fioletową perełką tego sezonu na tle przeważającej pustki borówkowej. W oddali śpiewa wilga – symbol kwintesencji lata i najcieplejszej części roku. Mijam ścieżki, zakręty i dywany pierwszych krzewinek jagód. Przede mną uciekają kozły i zając. Zwierzęta są bardzo czujne, już z dużej odległości wyczuwają mają obecność. Tylko przez moment widzę ich uciekające, podskakujące sylwetki. Księżyc po pełni, zbliża się do ostatniej kwadry. Wędruje na niebieskim sklepieniu dość nisko nad horyzontem. Jeszcze kilkanaście minut i dojdę do jagodowej świątyni. Sosny stoją prawie nieruchome, delikatny ciepły wiatr z południa, subtelnie kołysze tylko samymi czubkami koron. Z powodu wysokich temperatur drzewa uwalniają żywiczne aromaty, które są niepowtarzalne i wyjątkowe. Może to banalne stwierdzenie, ale tak właśnie jest. Światło rozprasza się po lesie i jednocześnie rozprasza moją uwagę. Z jednej strony powinienem już zacząć “skubaną” robotę, z drugiej strony przez kilka minut poddaję się czerwcowej hipnozie bukowińskiego lata. W porządku, ceremonia poranka wykonana i sfotografowana. Przede mną wiele godzin jagodowej, żmudnej skubaniny, chociaż jak się ma jagodowego kota w głowie, świat jawi się jako przyjaźniejszy, a robota staje się przyjemnością.;)) Takich widoków potrzebowałem. Kilka fragmentów bukowińskiej krainy, ochroniło swoje borówki przed niszczycielskimi przymrozkami, dzięki czemu obecnie można oglądać fioletowe “kulki” pośród plątaniny listków i gałązek. Wszystko wskazuje na to, że lepiej w tym sezonie już nie będzie. Tam, gdzie owoce nie zostały zniszczone i już dojrzały, można i trzeba je zbierać, a tam, gdzie nadal jest tylko zielono (czyli na przeważających powierzchniach lasów), owoców nie ma i już nie będzie. Chyba muszę skorygować moją tezę, że szczyt sezonu jagodowego 2024 na Wzgórzach Twardogórskich przypadnie na pierwszą połowę lipca. Po oględzinach lasów w środę mogę napisać, że kulminacja sezonu prawdopodobnie już się rozpoczęła. W zeszłym roku dopiero na sam koniec czerwca, jagody rozpoczęły swój “wysyp” w ilościach pozwalających na większe zbiory. W tym roku mamy już szczyt sezonu, który jednak jest bardzo ograniczony i co tu dużo pisać – ma natężenie wyłącznie punktowe a nie masowe, jak to ma miejsce w normalnym pogodowo sezonie. Bukowina to Bukowina! Jagodowa kraina i nawet w tym bardzo ‘punktowym’ sezonie obdarowała mnie swoimi fioletowymi skarbami, ale wymagało to wielu godzin dyscypliny i ciężkiej pracy. Kiedy człowiek rozpoczyna z rana sztukę skubania owoców, myśli sobie: “Przede mną prawie cały dzień zbierania. Boże, po co mi to było, zamiast walnąć się na ściółce i poleżeć ze dwie godziny”.;)) A później dziwi się, że te godziny tak szybko uciekły, natomiast efekt w koszu i wiadrze warty był tego poświęcenia. Na potwierdzenie tezy, że mamy już szczyt sezonu mogę napisać, że na krzewinkach prawie nie widać zielonych, niedojrzałych owoców. Jagody (zwane borówkami) lub borówki (zwane jagodami) masowo i szybko dojrzały, a więc nowych dojrzewających owoców, właściwe już nie będzie przybywać. Świat grzybów pomału kończy swoje punktowe wypryski w lasach Bukowiny. Zrobiło się już sucho, ale przede wszystkim wysokie temperatury zniechęcają grzyby do klucia młodych owocników. Spotkałem między innymi kilka maślaków żółtych. Lokalnie można znaleźć też gołąbki, pojawiły się pierwsze ponurniki aksamitne. Ponurniki bardzo lubię oglądać. Chociaż są niejadalne, mają piękny grzybowy zapach, prezentują się masywnie i tajemniczo. Lubią skrywać się w głębokim cieniu, kiedy to w leśnej ciszy “wyżywają” się na obumarłym pniaku, wysysając jego zawartość.;)) Największą (DOSŁOWNIE) grzybową niespodzianą wyprawy była pieczarka okazała, której rozmiary idealnie pasowały do jej nazwy. Owocnik był ogromny, niczym jak dojrzała rozwinięta czubajka kania na łące. Ten grzyb słynie z osiągania dużych gabarytów, ale tak wielkiego owocnika pieczarki okazałej, chyba jeszcze w życiu nie spotkałem. Nie namyślając się zbyt długo, zrobiłem jej zasłużoną sesję fotograficzną. Grzyb pozostał w lesie (pieczarka okazała jest jadalna), prawdopodobnie był już zasiedlony przez czerwie. Poza tym takich dużych pieczarek nie powinno się już zbierać, tylko pozostawić do wysiewania zarodników i jako pokarm dla leśnych mieszkańców. Ale co się jej naoglądałem to moje. Kilka metrów obok rosła druga, dużo mniejsza pieczarka okazała, którą też pozostawiłem w lesie. Zatem w lasach Bukowiny wciąż można spotkać pojedyncze owocniki kilku gatunków grzybów, jednak bez szaleństwa i poważniejszych ruchów grzybotwórczych. Czerwcowe borówkowo/jagodowo zakończone. Na blogu znajduje się pełna relacja z wyprawy, chętnych zapraszam do lektury. Pozdrawiam i w las!;-))