duża wersja fotografii z doniesienia

fotografia z grzybobrania
© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii, a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Około 40 - 60 prawdziwków, 80 podgrzybków, parę maślaków i jeden koźlarz. Najwięcej borowików znalazłem w młodniku dębowym (około połowa kosza na pranie, wagowo około 7 - 10 kg.)
Ciężko wywalczone kosze pełne borowików stały się faktem. Miałem podbijać Zawadzkie razem z bratem i jego wybranką ale życie miało inny plan. Zmuszony do wybrania bliższej miejscówki dopiero o godzinie 12 dotarłem na parking. Las przywitał mnie pięknym borowikiem i sporadycznie pojawiającymi się podgrzybkami z gatunku tych kaletnikowych. (czarne łebki ale na smukłych nóżkach). Niestety pomimo dobrego startu większość moich miejscówek została nawiedzona przez niepowstrzymane zastępy grzybiarzy, co zmusiło mnie do intensywnego przeczesywania miejsc które zazwyczaj odpuszczam. Na szczęście okazało się że inni także je odpuścili dzięki czemu nazbierałem pełen koszyk pięknych borowików. Z racji że mój znajomy ma na nocną zmianę w tym tygodniu zdecydowałem się na dalszą eksplorację lasu mimo że nie miałem już nawet miejsca na kolejne grzyby. Tchnięty przeczuciem ruszyłem w stronę miejscówki do której nie zaglądałem już co najmniej sezon i w drodze do niej, przez czysty przypadek wstąpiłem do dębowego młodnika. To co znalazłem na jego obrzeżach przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Rodziny borowików tuż koło siebie, jakimś cudem niedostrzeżone przez innych grzybiarzy. Nie zwlekając ruszyłem do auta po drugi koszyk (co prawda do prania) i rozpoczęła się nieubłagana walka z czasem. Miałem w zasadzie rozładowaną baterię w telefonie a nie chciałem wracać po ciemku do auta, truchtając zbliżałem się do mojego grzybowego eldorado. Gdy dotarłem na miejsce udało mi się zrobić tylko parę zdjęć borowików (W tym jednego 700 gramowego giganta) po czym telefon odmówił współpracy. Gdy włączyłem silnik w samochodzie była godzina 18 57, także ostatnie paręset metrów przeszedłem w gęstniejącej ciemności. Ale dla tych borowiczków zrobiłbym dużo.