duża wersja fotografii z doniesienia

fotografia z grzybobrania
© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii, a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Zachęcony pokotami usiatków u Warmińskiej Grzybiarki, Tiliona i Kikusia, postanowiłem i ja przeczesać swoje miejscówki prawdziwkowe (co prawda taki ze mnie znafca, że jeszcze 2 lata temu nie miałem nawet pojęcia, że istnieją podgatunki borowika- dla mnie to zawsze były prawusy vel borowiki;-)) i faktycznie, cosik tam wychynęło ze mchu i liści to tu, to tam, w sumie ze 20-30 usiatków, ale po 10-tym totalnie poszatkowanym przez czerwie i/lub skapcaniałym ze starości/nadmiaru wody i/lub nadgryzionym przez wielkie ślimory, przestałem się wogóle schylać- nawet ten piękny, młody grubasek ze zdjęcia
po przekrojeniu okazał się jednym wielkim czarnym sitem od korzonka aż po czubek kapelusza! Dodatkowo trafiłem nad bagienkiem pod brzózkami/osikami z 10-20 koźlarzy babek (chyba, na pewno koźlaki, ale jako "znafca" nie potrafię dookreślić podgatunku;-)), ale wszystkie tak nieapetycznie przesiąknięte wodą, że też zostały w lesie. Kilka pierwszych w tym roku maślaczków zwyczajnych na drodze leśnej, ale jeden bardziej podziurawiony przez robaki od drugiego... tylko znowu po raz kolejny i jak zawsze wierny jak rzeka, twardy jak skała, nieugięty jak Tommy Lee Jones w Ściganym, pieprznik jadalny bohatersko trwał na stanowisku! I choć dalej nie nazwałbym tego w żadnym wypadku wysypem kurkowym, to będąc cierpliwym, można nadłubać w sprawdzonych miejscach- powiedzmy taką kopiastą łubiankę przez 2h. Generalnie las aż kapie wodą i wilgocią, wszędzie stoją kałuże, jest parno i duszno, można się poczuć trochę jak Tony Halik czy Bear Grylls w jakiejś dżungli (chyba, bo w sumie nigdy nie byłem w Ameryce Środkowej czy Południowej;-)), ciuchy można wyżymać parokrotnie w czasie grzybobrania, dodatkowo komary i strzyżaki jakby się szaleju najadły, a pomiędzy nimi pojedyncze wielgachne końskie gzy jak bombowce Luftwaffe złowrogo zataczają koła wokół głowy! Nic to, taki mamy klimat, takie uroki lipcowego lasu warmińskiego, zawsze jest coś za coś! Osobiście czekam z utęsknieniem na koniec sierpnia/początek września i zdrowe, jędrne polany prawdziwków królewskich opruszonych poranną rosą i owianych późnoletnim przyjemnym wiaterkiem! Howgh!