© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Niepełna godzinka w lesie i aż 1 😀 przypadkowy mrożony podgrzybek brunatny (kapelusz zdrowy 👌) oraz ponad 40 sztuk zdrowego boczniaka ostrygowatego (od małych wielkości łyżeczki do całkiem sporych jak talerzyki deserowe). I jedynie jedna z najmniejszych kępek, składająca się z kilku sztuk była zaczerwiona.
W smutny, tym bardziej że szaroponury dzień wyjazdu z sanatorium i wbrew zdrowemu rozsądkowi, jednak nie wytrzymałam i postanowiłam zrobić sobie dobrze (bardzo w cudzysłowie, biorąc pod uwagę pizgający, lodowaty wiar hoby w kieleckim a nie świętokrzyskim 😉) i wykroić z napiętego harmonogramu krótki postój w drodze do domu, z ambitnym planem i nastawieniem na znalezienie świeżego boczniaka 💪🏼🤪 Z bólem serca że tak mało czasu, przegalopowałam (rehabilitacja sanatoryjna zdziałała cuda 😉) na skróty, prawie zabijając się w plątaninie (one są żywe i sprytnie łapią 🤨) macek malinisk i pomiędzy sosnami (brunatny nie został rozdeptany tylko dlatego że był twaridszy od kamienia) w okolice najbliższego oczka wodnego i tam gdzie liczne stare i młode brzozy oraz młodziutkie buki i dęby (te rozpoznałam po ścielących się wokół przyszronionych liściach) oraz wszelkie inne (bladego pojęcia nie mam jakie) bezliściowe drzewa, nie patrząc pod nogi tylko przelatując na szybko i dosłownie, i również wzrokiem po ich nagich torsach ⏰, szukałam ICH!!! Czyli dorodnych i wypasionych boczniaków. Choć gałki oczne łzawiąc zamarzały, a szarość bezsłonecznego dnia wtapiała wszelkie barwy w jedną plamę, sokoli wzrok 😉 wypatrzył upragnione kształty na skręconym i złamanym z metr nad ziemią rachitycznym drzewku ... Nie wszystkie rosły w zasięgu zachłannych rąk 😱 bo złamane drzewko wysoko oparło się o mocniejszego przyjaciela doli ale kijek trekingowy dał radę (i gazeta pod butem 🤣) i posłużył za łupacza 🤔 jakkolwiek by tego nie nazwać, podbijanie zamarzniętych boczniakowych talerzy od spodu trekingową gumową końcówką + wyciągnięta poza stawy ręka 😉 przyniosły zamierzony efekt czyli odłupanie od pnia matki drzewa (tu przepraszam za brutalną metodę 😔) i o dziwo większość kęp pozostała w całości jak i pojedyncze grzybowe dorodne parasole 😁👌Zdjęć tych najwyżej położonych brak, choć próbowałam robić na szybko jednak zbyt wtapiały się w otoczenie a czas ... ⏰ I również choć bardziej niż bardzo chciałoby się jeszcze poszukać kolejnej płodnej macierzy 😢😢😢 ⏰⏰⏰ ... o 15.00 w Krakowie termin nieprzekładalny ⏰⏰⏰😢😢😢 więc po niepełnej godzinie, przewiana na wskroś i w poprzek ale szczerząc się radośnie do lusterka w samochodzie (choć łza się w oku kręciła) ... ruszyłam w stronę krakoskiego smoko-smoga, siłą woli powstrzymując się od gapienia na mijane przydrożne, bezliściaste drzewa ... bo przecież te zimowe dary mogły być na każdym!!! Sorry tirowcy za zwalnianie nie przy radarach a przy zagajnikach ... 😉 Może to ostatni, tegoroczny leśny buszing ... 14-go kolejna cieśń nadgarstka do zrobienia ... ale lewa 😉 więc ... Serdeczności ♥️♥️♥️