Witajcie. Nie ma to jak spacer po lesie z nosem we mchu, igliwiu czy też liściach o tej roku porze... Ostatni dzień niespodziewanie długiego weekendu listopadówego spędziłem w lesie sosnowym delektując się zapachami jesieni i ciszą. Nie spodziewałem się niczego spektakularnego, ale las jak zwykle mnie zaskoczył- tym razem obfitością
wodnichy, (1,8 kg) której nie zdołałem wyzbierać i nie miałem już czasu na poszukiwania innych atrakcji lasu. Pozdrowienia dla Wszystkich.
Na chybił- trafił wybrałem miejsce spaceru - wrzosowisko Mostówka, cicho licząc, że znajdę tam trochę
maślaków, może
gąski jakieś... ale praktycznie nie napotkałem tam wielu grzybów, tylko jednostki. Teren piękny - kępy sosen, dywany wrzosów, piaszczyste łachy - prawie jak nad Bałtykiem:-) Zmieniłem miejsce i wpadłem na resztę leśnego czasu w zagajnik, gdzie roi się do tej pory od
wodnichy - nie dałem rady jej zebrać. Żałuję, że nie miałem nożyczek, jak radziła Madziul... Podsumowując - zaskoczenie olbrzymie, fart i góra grzybów do obierania i przerobu. Jakoś nie podoba mi się nazwa -
wodnicha - przecież to taki piękny grzybek, żółciutki, delikatny. Jakoś przyjaźniej bym go nazwał... Gdyby ktoś chciał się wybrać i dozbierać to proszę o info. Pozdrawiam i miłych spacerów życzę