Jodła, buk, dąb, brzoza i kilka innych gatunków. W lesie mokro. Grzybów niewiele. Z tych większych, znaleziony 1
kozak. Reszta to
pieprznik jadalny, kurką zwany i
pieprznik trąbkowy.
Pieprzników do statystyki nie liczę. Był jeszcze jeden
borowik sosnowy, piękny, zdrowy - tego też do statystyk nie liczę. Nie, żebym go zostawić chciała na zimną noc w lesie... No, ale urósł sobie na środku leśnej drogi, w liściach... I tam żywot zakończył, mój małżonek go zdeptał 😭. Ale przynajmniej
borowik w domu pozostał, w lesie... Po środowym buszingu w lasach podkarpackich...
zachciało mi się sprawdzić, co w lasach rodzimych piszczy... Sporo grzybów niejadalnych, albo może i jadalnych, ale przeze mnie za takie nieuznawanych - bo nie znanych. Jesień zaczyna na dobre wypierać lato. Mgły, różem zabarwione, leniwie poddają się promieniom słonecznym. Liście, jeszcze delikatnie, nabierają kolorów od złota do czerwieni, rozpoczynając niedaleki wybuch całej gamy kolorów. Oby ta jesień złota była, z babim latem i rozweselającym słońcem 😊. Słońce zerka zza drzew, oświetlając tajemniczo fragmenty lasu. Sezon grzybowo dziwny, ale nie narzekam. Grzybów mam dość, bo to przecież nie o same zapasy chodzi, tylko o tę radość, gdy się "na grzyby " jedzie 😊. A gdy się jeszcze owego delikwenta znajdzie, to radość podwójna 😊. Cóż, to by było na tyle 😊. No, może jeszcze taki wiersz jesienny M. Parlickiego (polecam): " Przetwory "
Śliwkowy zacier już dojrzewa,
ziemniaki zlane już w gąsiory,
pszenicę wnet się poodsiewa
i się przepędzi ze trzy wory
Jabłka gazują, miód z cytryną
przegryza się ze spirytusem.
Przetwory, gdy dni ciepłe miną
ogrzeją ciało oraz duszę.
Tak sobie, czytając, przypomniałam - odnośnie nalewek na serce co poniektórych 😉