Jeszcze jeden świetny zbiór
prawdziwków,
podgrzybków i w gratisie przepiękne kolonie
opieniek. Do tego kilka
koźlarzy czerwonych, pomarańczowożółtych,
krasnoborowik ceglastopory oraz 8
borowików usiatkowanych. Trafiają się jeszcze
kanie, ale na bardziej jędrne owocniki można liczyć w bardziej zacienionych i wilgotniejszych miejscach. Jednak to już definitywna końcówka późnoletniego wysypu.
Darz Grzyb!;-) Wtorek, 14 września 2021 roku. Po wspaniałym, kultowym grzybobraniu w sobotę 11. września, nie mogłem się powstrzymać, aby jeszcze raz nie spróbować dostarczyć sobie grzybowej adrenaliny, póki ściółka ją produkuje. Zastanawiałem się tylko, czy powtórzyć trasę z soboty, czy jechać w inne miejsca? Wybrałem drugą opcję i wczesnym porankiem maszerowałem już do leśnych ostępów Międzyborza i okolic, podziwiając poranną złotą godzinę roziskrzoną na kwitnącej nawłoci. Pierwsze wejście do lasu, którego bramę rozświetla coraz mocniej świecące Słońce. Jest sucho, nawet bardzo sucho. Przez połowę września nic nie padało, burza, która złapała mnie kilka dni wcześniej w Bukowinie, prawdopodobnie ominęła lasy Międzyborza, przynajmniej te części, w których postanowiłem pobuszować za grzybami. Sierpniowe deszcze jeszcze dają efekty. Poza tym, pora roku też ma duży wpływ. Wrzesień to w przyrodzie jesień, a jesień to grzyby. Chcą wyjść i rozpychają się pod ściółką, gdy tylko warunki im na to pozwalają.
Czubajki kanie na łąkach nie wytrzymały suchości i ciepła (tam już nie ma ich co szukać), ale w lesie wciąż jeszcze można spotkać młode, jędrne owocniki.
Koźlarze czerwone w większości poprzerastały, zmiękły i nie nadawały się do zbioru. Jednak udało mi się znaleźć kilka rodzynków.
Koźlarze pomarańczowożółte drugi rok z rzędu nie za bardzo owocnikują, przynajmniej w miejscówkach które znam i które odwiedzam. Znalazłem zaledwie kilka sztuk tego pięknego gatunku grzyba. Może jeszcze pojawią się w większej ilości podczas jesiennego wysypu w październiku? We wrześniu nie starczy już czasu na uformowanie się i wydanie owocników przez grzybnię. Na zdziczałych, śródleśnych polankach mnożą się pajęczyny. Jesień coraz śmielej ingeruje w przekształcanie wystroju leśnej szaty, pajęczyny i licznie polujące pająki stanowią ważny i lepki element tej przemiany. Między drzewami również można spotkać mnóstwo pajęczyn. Część z nich miałem przyjemność poczuć na własnej twarzy.;)) Z grzybowego punktu widzenia
prawdziwki interesowały mnie najbardziej, dlatego – po szybki przejściu kilku miejscówek na
koźlarze i
kanie, skupiłem się na sprawdzeniu kilku fragmentów lasów pod kątem występowania szlachciców. Pękałem z ciekawości, czy w międzyborskich lasach uda mi się nazbierać trochę zdrowych
prawdziwków i czy w ogóle, po nalocie grzybiarzy weekendowych cokolwiek znajdę? Pomimo, że w lesie widać było liczne ślady po ściętych
prawdziwkach, coś tam pozostało i udało mi się znaleźć. I tak, jak w sobotę – tak i teraz – przeważająca ilość znalezionych przeze mnie
prawdziwków była zdrowa lub miała robaczywy tylko trzon, a kapelusz był zdrowy. W tych coraz bardziej niesprzyjających, suchych warunkach, każdy zdrowy
borowik cieszył mnie niezmiernie. Zatem rzuciłem się w prawdziwkowy wir, stąpając po ściółce bardzo powoli i ostrożnie, aby któregoś nie przegapić lub nie rozdeptać. Zauważyłem też, że pomimo sporej liczby grzybiarzy, którzy przeszli w weekend przez lasy, niektóre miejscówki wyglądały tak, jakby nikt do nich nie zaglądał. Zero śladów cięć, a
prawdziwki stały jak malowane. Radości było bez liku. Jak dobrze, że udało mi się wyrwać do lasu w tygodniu.
Borowiki te, raczej by nie przetrwały w dobrej formie do weekendu. Przede mną była następna, bardzo ważna dla mnie miejscówka prawdziwkowa i już czułem ciarki na plecach oraz wielkie podminowanie w głowie.;)) Do niej to chyba nikt nie zaglądał od początku miesiąca. Część
borowików idealna na suszenie i – co najważniejsze – zdrowa, natomiast niektóre rozkładające i rozlatujące się ze starości. I tu również nie odnotowałem żadnych śladów cięć
borowików po innych grzybiarzach. W koszyku było coraz ciężej i radośniej. Kilka następnych, pięknych
borowików wpadło do niego, a ja już na całego wpadłem w prawdziwkowy trans i wszędzie wokół wypatrywałem kolejne regularne kapelusze we wszelkich odcieniach brązu. Teraz zmierzałem do następnego miejsca, w którym las zaskoczył mnie w wyjątkowy sposób. Spodziewałem się znaleźć w nim kilka
prawdziwków i owszem – na początku spotkałem tu klasycznego, dorodnego
borowika szlachetnego, ale dalej rosła spora niespodzianka.
Borowiki usiatkowane! Przecież ten gatunek spotykam najczęściej w czerwcu lub lipcu, a teraz pojawiły się w połowie września. Co więcej – jak rzadko kiedy, wszystkie były zdrowe, co należy odnotować jako ewenement na tych terenach. I jak tu nie powtórzyć zdania, że las zawsze lubi zaskakiwać. a miejscówka z
borowikami usiatkowanymi była jedyna podczas całego grzybobrania, w której znalazłem usiatki, pomimo, że nakręcony tym znaleziskiem, szybko odwiedziłem jeszcze kilka innych miejscówek, w których również wiele razy znajdowałem usiatki. Nieco dalej las ponownie mnie zaskoczył oryginalnie rosnącym, młodym
krasnoborowikiem ceglastoporym, pięknym prawdziwkiem przy dębowym pniu oraz kilkoma innymi, pofałdowanymi na kapeluszach od suchości
borowikami szlachetnymi. Niektóre
prawdziwki wyglądały tak, jakby barwami chciały się upodobnić do pierwszych, przebarwionych i opadłych dębowych liści. Dla mnie dużą ciekawostką było też znalezienie kilku owocników w dębach czerwonych – gatunku drzewa, który raczej nie jest opisywany w atlasach jako partner mikoryzowy
prawdziwków. Gdzieniegdzie znalazłem też młode
koźlarze szare i
babki. Pomimo suchości ściółki, grzyby wciąż jeszcze chcą rosnąć, chociaż widać, że przychodzi to im z coraz większą trudnością. Postanowiłem zrobić kilka fotek
prawdziwków, którym los zapisał na kartach przeznaczenia, pozostanie w lesie na zawsze. Po prawdziwkowym szaleństwie postanowiłem nieco wyciszyć emocje i udałem się do lasów podgrzybkowych, z którymi sytuacja jest bardzo zróżnicowana. Generalnie znajdowałem dużo
podgrzybków, ale – w zależności od lasu, podłoża, itp. – grzyby były bardzo różnej jakości. Od jędrnych, twardych i zdrowych po zbyt miękkie, zaparzone od Słońca i robaczywe. Żeby nazbierać większą ilość dobrych jakościowo
podgrzybków, trzeba po prostu pochodzić po różnych terenach i sprawdzić, w których
podgrzybki odznaczają się najlepszą jakością. Jak już namierzy/wyczuje się dobry podgrzybkowo teren to warto poszwendać się po nim dłużej. Minęło kilka godzin, pierwszy koszyk dumnie wypełniłem rasowymi grzybami ze znaczną przewagą
prawdziwków, ale las jak to las – nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i po prawdziwkowym obdarowaniu oraz usiatkowym zaskoczeniu trzymał w garści dodatkowy i wyjątkowy, jakże wspaniały grzybowy bonus. Tylko jedno takie miejsce podczas całego grzybobrania. Jakby natchnione, z baśni o tysiącach kapeluszy i kilku pniakach. O ukrytej, magicznej kolonii, w której wszystkie grzybki zgromadziły się w nieruchomym tańcu, okrążyły teren i postanowiły zrobić porządek z martwą materią organiczną zgromadzoną na dnie lasu. Ileż radości przyniosło mi to nadzwyczajne zgromadzenie
opieńki miodowej! Oblepiły gęsto wszelkie pniaki, martwe kłody, a nawet wyrastały wprost ze ściółki, pewnie przytwierdzając się do schowanego pod nią kawałka drewna. Zanim postanowiłem ściąć część kapeluszy tego zgromadzenia, przez wiele minut podziwiałem tę niesamowitą opieńkową społeczność! Kiedy zakończyłem grzybobranie i spojrzałem na zawartość koszyków oraz przeanalizowałem sobie to, czym las mnie zaskoczył i obdarował, to konkluzja nasunęła się sama. To było kolejne kultowe grzybobranie w niesamowitej atmosferze. Serdecznie pozdrawiam i zachęcam do przeczytania relacji w wersji brutto: https://www. lenartpawel. pl/miedzy-bory-pola-i-laki. html