Dzisiaj (czyli wczoraj🤪) wizyta u Kaniowego Cysorza 😀.
W jego lesie
kanie były, są i będą 💪. Bo to las, który nigdy nie wysycha (kalosze się przydały). Ale to nie
kanie były celem tej eskapady, a grzybek którego usilnie tropiłem od 2 lat, czyli od czasu gdy go pierwszy raz skosztowałem 🤤.
Lejkowiec dęty, bo o nim mowa namierzony został rosnący gromadnie w kilku miejscach 🤗. A każde takie miejsce to pełny koszyk 🤪. I nie są to "wędkarskie" przechwałki, dowód jest na zdjęciach 😁.
Były też
borowiki szlachetne oraz
koźlarze, głównie czerwone, bo to te grzyby dominują w tym lesie.
Lejkowca
mam teraz zapas na bardzo dłuuugo i na różne z nim eksperymenty kulinarne 🤗.
Dzięki Gugi 👍👍😁!!
ps. Aha, na zdjęciach wspólny zbiór, mój i Gugiego.