Witam :). Kolejny raz "po drodze" w nieznany las. Godzinka chodzenia z małym koszykiem i wypatrywania tych upragnionych, pękatych
czarnych łebków. Niestety tylko jeden się trafił. Ale braki wynagrodził mi mój ukochany czerwony
koźlarek :)). Jeden, jedyny, a ucieszył mnie jak nie wiem co.
Płachetki można kosić. Wybierałam tylko "kulki" do octu i parę większych sztuk wzięłam na patelnię. Startują
maślaki i
pieprzniki trąbkowe.
Kurek już mniej. Przy ścieżce w drodze powrotnej zebrałam
piaskowca kasztanowatego, kilka
kań,
koźlarza pomarańczowożółtego i babkę.
I ten wypadzik musi mi wystarczyć do następnego tygodnia, bo w weekend chyba ?😉😄 dam sobie i grzybkom przerwę. Pozdrawiam Was, ruszajcie do lasów, bo zaczyna się dziać.