Przede wszystkim jodła, buk, dąb, brzoza i kilka innych rodzajów. Zebrane 70
prawdziwków, dwa
kozaki, 6
podgrzybków i garść
kurek. Pomału zaczyna coś ruszać, choć w liściach trzeba wzrok wytężać. Dzień zaczął się słonecznie, z lekkim wiaterkiem - tak, jak powinno być. W oddali słychać było pomruki burzy, ale na szczęscie poszła sobie gdzieś... Wejście w las i za chwilę znaleziony pierwszy przystojniak. Od razu włącza się natura poszukiwacza, a adrenalina dodaje pezyśpieszenia. Chodzić trzeba pomału, bo wychodzi młodzież, kryje się pod listkami i tylko gdzie niegdzie wystaje zadziorny...
... łebek. Ludzi w lesie trochę było - oczywiście grzybów nie ma 😉, ja dopiero przyjechał, ino parę znalazł. Zasapana, z nosem w ściółce, nagle piękna czerwień wypatrzyłam... I tak, mój pierwszy
okratek australijski. Może dla innych codzienność, ale dla mnie nie i cieszę się jak nie wiem co. Oprócz tego parę innych ciekawostek, z których się również cieszę. Ponieważ ostatnio nasze wypady są krótkie i tak było dzisiaj ( ale jutro sobie odbiję 😉 i w poniedziałek mam nadzieję też). Na koniec deszcz nas sowicie zmoczył, co może i chwilową ochłodą było, ale jazda nie była zbyt przyjemna potem. A, i uważajcie jak zamawiacie koszyki - miał być różowy, przyszedł bordowy, duży ( ale to już moja wina, bo wymiary mi umknęły 😆- z grzybami ciężki jak diabli) i najgorsze, że farbuje, kurna, na czerwono, co przy deszczu się uwidocznilo. Ale trudno, na świętokrzyskie lasy, na
podgrzybki będzie 😊. Pa 😘