Po obiedzie i po burzy półtora godziny najpierw zielonym szlakiem, później w lesie typowo świerkowym. No cóż... oprócz jednego obżartego ceglasia na samym początku żadnych rurkowców nie wypatrzyłem. Na głównym drzewo świeżo porażone piorunem, spiralnie od czubka aż po dół, drzazgi leżące dookoła jeszcze pachniały żywicą😲😲😲